wtorek, 1 grudnia 2009
Koncert zespołu De Press
wtorek, 24 listopada 2009
IRYDION do GAZETY WYBORCZEJ: Harłukowicz, przestań Pan pi…ć* głupoty! (list otwarty)
Rozumiemy, że tropisz Pan faszyzm skutecznie niczym świnia trufle, lecz największej nawet świni zdarza się czasami pomylić truflę ze zwykłym kozim bobkiem, a Pan w artykule “Koncert głupoty w Dniu Niepodległości” z dnia 20.11.2009 takowych nasadziłeś o wiele za wiele, nawet jak na dziennikarza Gazety Wyborczej przystało.
Nie wiemy czy to zwykłe lenistwo czy też niezwykłe warcholstwo kazały Panu, Panie Harłukowicz, nastrzelać sobie tyle dziennikarskich baboli – nawet jeśli myślałeś Pan, że nikt tego nie zauważy. Problem w tym, że myśmy jednakowoż zauważyli na przykład, że:
a. na koncercie o którym Pan piszesz – NIE BYŁEŚ. Nasmarowałeś Pan artykuł na pół strony z wydarzenia na które nie raczyłeś się pofatygować,
b. nie tylko Pan tam nie byłeś. NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ ŚWIADKÓW jak było – w artykule nie ma żadnego cytatu, nie ma też żadnego nazwiska świadków tego dramatycznego zdarzenia.
Czyli jednak z pisanki z czapy…
c. nie tylko nie pytałeś świadków – NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ NAS, czyli tej drugiej strony, o pogląd na sprawę (wiesz Pan, jest takie coś jak internet, jest to strasznie duże i my tam jesteśmy)
d. nie tylko nas nie zapytałeś o zdanie. NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ O ZGODĘ NA PUBLIKACJĘ AUTORA ZDJĘCIA, którego użyłeś w swoim artykule (u nas na dzielni mówią o takich sytuacjach: “się nie bał i zaj….”)
e. nie tylko skrojono bezczelnie zdjęcie (Pan, żeś się pod tym podpisał, więc do Pana pijemy), ale jeszcze USUNIĘTO Z NIEGO LOGO AUTORA i podpisano jako swoje czyli gazetowe. To jest nie tylko durne. To będzie kosztowało.
f. w dodatku, cała operacja zajęła Ci, Panie Harłukowicz, aż 9 dni… Czyli pewnie znowu nie miałeś uczciwego tematu na kolegium redakcyjnym i musiałeś szybciutko odgrzać jakiegoś nieświeżego, acz efektownego kotleta…
A że nazizm to temat taki nośny…
To już nawet nie są braki w Pana warsztacie dziennikarskim, Panie Harłukowicz – toż to ZWYKŁY BURDEL W DZIENNIKARSKIM CHLEWIE.
Pomijamy już Pana godną podziwu bezczelność we wciskaniu ludziom kitu (Simon Mol wciskał niewinnym dziewuchom ciemnotę z podobnym zacięciem), ale fakty wskazujące na to, żeś Pan, Panie Harłukowicz jak tabaka w rogu jeśli chodzi o poruszoną materię, wymagają wyprostowania, tak jak Pan iluminacji. Cóż, ignorancja – nawet ta o znamionach głupoty – rzecz ludzka, więc prostujemy:
1. White Fist czyli kapela z którą Pańskim zdaniem “często gramy” przestał grać 4 lata temu,
2. Odwet 88 czyli kapela z którą Pańskim zdaniem równie “często gramy” przestał grać 5 lat temu. Zagraliśmy z nimi JEDEN koncert – czyli jednak raczej dość “nieczęsto”,
3. z wymienionego w artykule Tomka K. taki neonazista, jak z Pana: Człowiek Roztropności Wielkiej. Nikt normalny przecież tak nie powie, acz czasem owszem, zdarzy się idiota. Dalsze subtelności w kwestii chamskiego stygmatyzowania ludzi wytłumaczy Panu Sąd,
4. Mazurka Dąbrowskiego na koncercie odśpiewaliśmy MY wraz z całą publicznością (jakbyś Pan ruszył z domu cztery litery i się pofatygował, to byś wiedział i bzdur nie pisał).
5. Zarzuty typu: “grali koncert z kimś, kto śpiewał w piosence, że…” są adekwatne do logiki wywodu z którego, rodzą się takie oto pytania:
- a lubisz Pan baraszkować z 13-letnimi dziewczynkami z ośrodka wychowawczego? No, bo pracujesz Pan w tej samej gazecie w której pracował niejaki Tomasz Z., a mu się zdarzyło, co nie? (chętnie przypomnę całą sprawę!)
- a używałeś Pan kiedyś narkotyków? Bo przecież niejakiego Macieja M. z Pańskiej redakcji policja onegdaj za to właśnie przydybała, co nie?
Myśli Pan, że byłoby uczciwe, żeby rzucić zarzut o Pana ewentualne pedofilsko-narkomańskie powiązania? Otóż, my całymi swymi serduszkami oraz śledzionami uważamy, że nie.
Jest to też trochę dramat z tragifarsą, że onegdaj w rankingu na dziennikarza regionu byłeś Pan drugi. To pokazuje, że albo poziom dolnośląskiego dziennikarstwa jest tak niski, albo że jury też nie jest nieomylne, albo…. że się Panu pogorszyło dopiero całkiem niedawno.
Problem jednak w tym, że Pana zapewne zmasturbowane tym faktem ego, Panie Harłukowicz, strasznie głupio Panu podpowiada, że skoroś PRAWIE wygrał, to już Pan nic nie musisz: nie musisz Pan badać sprawy, żeby o niej napisać. Nie musisz Pan pytać o zdanie drugiej strony. Nie musisz Pan pytać autora zdjęć o zgodę na ich wykorzystanie. Pan jesteś już jak ekspert, co to już nawet myśleć nie musi – on po prostu wie. I może pisać artykuły z wydarzeń na których nie bywa, bo ciemny lud i tak to kupi. A widzisz Pan – u nas na wsi ludzie nie kupili…
My za to serdecznie zapraszamy na nasz następny koncert. Nie będziesz Pan wtedy musiał pisać bzdur z czapki, tylko będziesz miał Pan własny, uczciwy i rzetelny pogląd na sprawę.
Z autopsji.
Wierzymy jednakowoż, że z Pana jest uczciwy człowiek, choć na razie Pan to głęboko ukrywa. Pomodliliśmy się nawet o to, żeby Pan wygrał coś na jakiejś paraolimpiadzie, to by Panu to światopoglądowe zaparcie nieco zeszło. Zmówiliśmy już za to 88 zdrowasiek, a to jeszcze nie koniec.
A w sprawie Pańskich pieszczot analnych, o których Pan tak fantazjujesz… przestań Pan wreszcie marzyć i weź się do porządnej roboty, bo na razie jak widać, że ino kiełbie we łbie.
żegnamy serdecznie gestem szerokim!
Dawid Mańkowski
Kuba Dwornik
Andrzej Kędra
Krzysztof Majecki
i
krzysztof kubik
(nieślubny ojciec być może i żenującej, ale za to jakże wesołej kapeli IRYDION)
p.s. A na koniec, zamiast fraszki Panie Harłukowicz, ponieważ lubi Pan takie rozkminki szyfrowe, to śpieszę poinformować, iż czasami do swojej nazwy dodajemy taki o to rebusik:
IRYDION 3-8-21-4-Panu Redaktorowi! (proszę nie używać polskich znaków diakrytycznych)
Niezła kabała, co? :)
Za mw.org.pl
sobota, 21 listopada 2009
Hemp Gru - 63 dni chwały (official diil.tv)
wtorek, 17 listopada 2009
Polskę kocham - rozmowa z Pawłem Kukizem
Jacek Dziedzina: Stare portrety i popiersia marszałka Piłsudskiego, obok dzieła Romana Dmowskiego, policyjne listy gończe z czasów II Rzeczypospolitej… Czy to naprawdę dom muzyka rockowego?
Paweł Kukiz: – Tak, ale żona mówi, żebym z domu nie robił muzeum. Więc trzy czwarte zbiorów mam pochowane w różnych szafkach, szufladach. I czekam na czas, kiedy ze względu na wiek będziemy razem z żoną do tego „muzeum” pasowali. Wtedy je wyeksponuję. Teraz priorytetem jest dobre pożycie małżeńskie.
Dlaczego patriotyzm kojarzy się z obciachem?
– Zawsze jak coś jest ciężkie, trudne do zrealizowania, to najłatwiej jest to wyśmiać. Patriotyzm to jest rzecz trudna. To jest odwaga.
Również w czasie pokoju?
– Paradoksalnie patriotyzm jest znacznie łatwiejszy w czasie wojny. Wtedy trzeba podjąć decyzję, nawet niekoniecznie przemyślaną, ale instynktowną: obrony własności, bytu, tożsamości. Natomiast patriotyzm jest bardzo trudny w sytuacji pokoju.
Utarło się nawet, że patent na patriotyzm mają kombatanci. A tu nagle Paweł Kukiz śpiewa „Moja Polsko, moje wszystko”.
– Te piosenki są jak wywieszanie flagi, ale już po pewnym procesie. Patriotyzm to nie jest jedna spektakularna akcja, tylko cały ciąg dobrych uczynków. To jest posprzątanie podwórka, dobre wykonanie pracy, to jest taka praca na wizerunek swój i rodziny, by osoba z zewnątrz patrzyła na to z podziwem. Patriotyzm to nie jest wywieszenie flagi byle jak, byle gdzie i przy byle okazji, czy też darcie się na przegrywanym przez naszych meczu z Ugandą (śmiech).
Jeden z Pańskich fanów, kiedy usłyszał pieśń o 17 września, napisał, że śpiewanie o tym jest żenadą i jednoznaczną deklaracją polityczną. Miał na myśli, że… teraz wspiera Pan PiS.
– Mój dramat polega na tym, że jeszcze nie spotkałem takiej opcji, której mógłbym trzymać się rękami i nogami, która wzbudziłaby moje totalne zaufanie. Dla mnie ponad partiami stoi Polska, jakkolwiek patetycznie to brzmi. Pan zwrócił uwagę, że u mnie na półce obok siebie stoją książki poświęcone Piłsudskiemu i Dmowskiemu. Ja uważam, że należy zawsze od każdego czerpać rzeczy najlepsze. Kiedyś rozmawiałem z ks. Isakowiczem-Zaleskim o kwestii ukraińskiej. Powiedziałem, że oczywiście metody Ukraińców były bandyckie i zwierzęce, natomiast trzeba się zastanowić nad powodem takiej akurat reakcji z ich strony. Oni mówili o nas „polski pan”, bo my na nich „ukraiński chochoł”. Jeżeli do tego dołoży się mojego kochanego Marszałka, który Petlurze obiecywał samostijną Ukrainę, obiecywał mu wolność, a potem wystawił do wiatru, to trzeba o tym także mówić. Księdzu Zaleskiemu proponowałem, żeby stał się głównym propagatorem idei odbudowy cmentarzy petlurowców. On powinien pokazać, że jeśli oczekujemy od nich przeprosin, najpierw sami musimy to zrobić. Tak jak kiedyś biskupi polscy do niemieckich: wybaczamy i prosimy o wybaczenie.
I co on na to?
– Ostatnio mi odpisał, że zapalił świeczkę na grobie petlurowca… Ja tego księdza kocham, to jest naprawdę prawy człowiek.
Przytoczona wypowiedź „fana” pokazuje, że w Polsce patriotyzm jest zawsze partyjnie naznaczony: jeśli mówisz o Katyniu, to jesteś za PiS-em, jeśli o Westerplatte, to za PO. Czy jest miejsce na patriotyzm wolny od partyjniactwa?
– Ja kocham Polskę. A czy partia nazywa się PiS, PO czy PSL, to nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie to, czy PiS albo PO wygrają wybory, ma znaczenie tylko o tyle, o ile to zwycięstwo będzie miało przełożenie na dobro mojej ojczyzny.
Nigdy nie chciał Pan uciec?
– Paszport mam od dawna. W 1979 roku pierwszy raz wyjechałem z Polski i miałem możliwość zostać z całą rodziną na Zachodzie. Ojciec mógł otrzymać pracę w Szwajcarii jako lekarz. Ale wróciliśmy do Polski. Bo to jest nasz kraj, nasza ojczyzna. To jest niewytłumaczalne. Nie potrafię tego przeliczyć na zyski i straty. To tak, jakby mnie pan zapytał, dlaczego kocham ojca. Kocham, bo to mój ojciec.
Czy można mówić dzisiaj o modzie na patriotyzm?
– Być może. I jeśli tak jest, to trzeba mądrze to wykorzystać. Wywiesić flagę z okazji 11 Listopada na stercie obornika to żadna sztuka. Sztuką jest włożyć obornik na wóz i wywieźć w to miejsce, w którym powinien leżeć. I potem wywiesić flagę.
Wie Pan, jak wyraża się o Panu gen. Petelicki?
– Jak?
„To prawdziwy wojownik, wrażliwy na dobro ojczyzny i żołnierski byt”. Czuje się Pan wojownikiem?
– Może i jestem wojownikiem. Zresztą słychać to w moim nazwisku, ono jest pochodzenia tatarskiego, więc pewnie mam to we krwi.
Wierzy Pan w skuteczność protest songów?
– Gdybym nie wierzył, śpiewałbym o tym, że ona mnie nie kocha, a ja ją kocham, czy też odwrotnie. I zrobiłbym przeszczep tupeciku i pofarbowałbym tył włosów. Oczywiście, że wierzę.
A nie myślał Pan kiedyś, by przejść od protest songów do czynnej polityki?
– Do takiej polityki, z jaką mamy teraz do czynienia? To jest postpolityka, opierająca się na teatrze i na grze. Nie zmieściłbym się w tym. Proszę spojrzeć na ZChN. Jedyną osobą z tej całej wierchuszki, jedyną osobą uczciwą, z honorem, której z przyjemnością podaję rękę, jest Marek Jurek. Natomiast niech pan spojrzy na Marcinkiewicza… Nie będę komentował, bo pan wie, o czym mówię. Niech pan spojrzy na pana Czarneckiego, na pana Niesiołowskiego. Przecież to były główne tuby ZChN. I jak łatwo w ciągu kilku lat z Chrystusa na fladze zrobić sobie chorągiewkę. Ja wtedy, pisząc tę piosenkę…
Sam Pan zaczął, ja nie pytałem o piosenkę „ZChN zbliża się”…
– Naprawdę zrobiłem wtedy porządny rachunek sumienia, czy warto umieścić ją na płycie. To nie był wygłup, tylko przemyślana akcja. A że opowiadała o pijanym księdzu i tło do tej opowieści stanowiła „święta pieśń”? Właśnie o to chodziło.
Ale de facto stała się hymnem zajadłych antyklerykałów.
– I to mnie najbardziej zabolało. Ja, zagorzały antykomunista, zrobiłem się malutki, kiedy usłyszałem, że śpiewają to w SLD. To mnie nauczyło ostrożności. Chciałem tylko pokazać zagrożenie polegające na tym, że za „równego, fajnego” księdza uważamy nie takiego, który będzie uczyć nas o Bogu, lecz tego, który się z nami napije. Jeśli do tego dołożyć władzę świecką, która ze względów marketingu politycznego stwarza pozory wspólnego marszu z Kościołem, to mamy sytuację koszmarną i – dla mnie przynajmniej – nie do zaakceptowania. Uważam, że miałem rację: „ZChN zbliża się”. I Bogu dzięki, że nie objął całej władzy, bo mielibyśmy makabryczną Polskę, która nie miałaby absolutnie nic wspólnego z Bogiem.
Rozumiem, że Wiejska w Warszawie Pana nie pociąga. Łatwiej być patriotą w małej wiosce na Opolszczyźnie?
– Władza w Warszawie żyje w jakimś matrixie, w wymyślonych sytuacjach. Między ulicą Wiejską, lotniskiem, dojazdem do domu, ta władza nie widzi podwórka. Ja je widzę. Codziennie o godzinie 6.30 rano jadę do sklepu po chleb, spotykam ludzi. Mieszkam na skraju, ale jestem w środku życia (śmiech).
Niedawno zajął Pan trzecie miejsce w plebiscycie na opolanina 20-lecia. Dostał Pan zaledwie kilka głosów mniej niż abp Alfons Nossol. Nie pojawiały się oferty, żeby skonsumować tę popularność ku chwale Ojczyzny?
– Miałem propozycję startowania w ostatnich wyborach do Sejmu z listy PO w województwie podkarpackim. Takie zagranie taktyczne, żeby odebrać głosy PiS-owi. Odpowiedziałem: a jeśli wygram, to co? Będę siedział w tym sejmie i naciskał guzik? Spotykał się z nimi, jadł sushi i bojkotował Ziobrę? Przecież na tym polega ich polityka. Jednej i drugiej strony. Nie widzę ze strony polityków szczególnego zainteresowania państwem, tylko sobą. Swoją opcją. Oni się zachowują jak modelki. Nawet Bóg jest traktowany instrumentalnie: On nie jest nadzieją, tylko instrumentem walki politycznej. To nie jest Pan Bóg, tylko obrazek.
To zostawmy Warszawę. Może sołtys na Opolszczyźnie?
– Ja na to nie mam czasu. Mogę więcej zrobić, będąc muzykiem na scenie, który jest medialny, do którego przyjeżdża „Gość Niedzielny” i który może wykonać telefon do pana wojewody czy pana marszałka i powiedzieć: proszę panów, dlaczego jest tak, że w piątek rolnik wykopał bombę 30 metrów od domu, a saperzy mówią, że oni po 15.30 nie pracują, więc przyjadą w poniedziałek…
???
– No, dzwonię ostatnio do szefa policji i pytam, jak tam akcja „Znicz”. Mówi, że kiepsko, bo nie ma radiowozów. Jeden jest w sąsiedniej wsi, drugi jeździ, a trzeci jest przy bombie. Przy jakiej bombie? – pytam. – No, chłop wykopał o 15.45 bombę pod domem i musiałem tam postawić samochód z policjantem. Ja na to, że przecież niedaleko jest jednostka saperska. A on mówi: – Zadzwoniłem, wysłałem też faksy z prośbą o zabezpieczenie tego miejsca. Oni mi odpisali, że według procedur mają 72 godziny na przyjęcie zgłoszenia, poza tym jest weekend, po 15.30 i Wszystkich Świętych się zbliża. W związku z tym przyjechali w poniedziałek. No i wykopali jeszcze 21 bomb. Zadzwoniłem w tej skandalicznej sprawie do rzeczników wojewody. Na tym też polega patriotyzm. Nie na donosie. Przedstawiłem się, mam przewalone w tej jednostce, bo z tego zrobiła się afera. Ale z tym trzeba walczyć. Gdyby Białoruś chciała nas zaatakować, to powinna to zrobić po 15.30, najlepiej w piątek, bo wtedy wszyscy generałowie są w domu. Ja mam ten komfort, że więcej zrobię dla polityki, dla Polski, będąc trybunem ludowym poza tym całym układem, a jednocześnie w różnych sytuacjach promując jedną czy drugą stronę. Ale jeśli kiedyś przestanę być słuchany na estradzie, być może będę myślał o polityce w sensie dosłownym.
Czy doświadczenia rodzinne wpłynęły na Pana zainteresowanie historią?
– Oczywiście. Ja zostałem pozbawiony dziadków. Jednego zabili mi Niemcy, drugiego Rosjanie. Dlatego Westerplatte i Katyń są dla mnie równie ważne. Jeżeli rodzina jest pozbawiona dziadków, to jest to rodzina niepełna. Dziadek jest bardzo istotną osobą w rodzinie, ponieważ jest to taka instancja odwoławcza. W przypadku konfliktu z ojcem zawsze możesz pójść do dziadka, który cię przytuli i który opieprzy ojca. Ucięto mi zatem jakieś korzenie. Wszystkie doświadczenia rodziców są przekazywane dzieciom. I tak dalej. Zatem ofiary wojny to nie jest to jedno pokolenie, które wyginęło, tylko to jest scheda, która trwa.
Śpiewanie o tym nie jest zatem tanim wykładem z historii?
– To jest też pewien żal, pretensja i przestroga. Ojca wywieźli pociągiem, jechali kilka tygodni, a potem przesadzono go na wielbłąda i wegetował z matką i siostrą w Kazachstanie na totalnym pustkowiu. Kiedyś zapytałem tatę, czy to był obóz, czy były druty? Ojciec odpowiedział – a po co druty, przecież najbliższa miejscowość była 500 km dalej. Te wszystkie rzeczy są potem przenoszone na syna. A ze mnie na moje dzieciaki. Wielką sztuką jest poukładać stosunki z Rosją. Ale to jest konieczne: nasz silny katolicyzm i ich prawosławie – gdyby mogło dojść do pojednania, moglibyśmy zbudować coś silnego, opartego nie na polityce, tylko na duchu. Polityka to jest tylko ubranie, żeby nie było ani za zimno, ani za gorąco. A my to ubranie mamy może i modne, ale niepraktyczne – służące tylko producentom ubrań.
Za goscniedzielny.wiara.pl
poniedziałek, 16 listopada 2009
wtorek, 3 listopada 2009
sobota, 31 października 2009
sobota, 10 października 2009
Ludzie twardzi jak stal
ZJ był organizacją zbrojną narodowo-radykalnej Grupy Szańca (ONR). To dzięki ZJ i jego zjednoczeniu się z innymi grupami konspiracyjnymi, we wrześniu 1942 r. powstały Narodowe Siły Zbrojne, które aż do lat 50 XX wieku prowadziły walkę zbrojną o niepodległość Polski.
W związku z rocznicą 17 października (sobota) 2009 r. odbędzie się w Warszawie konferencja na temat narodowo-radykalnego oporu zbrojnego w okresie niemiecko-sowieckiej okupacji Polski. Patronem medialnym konferencji jest magazyn Phalanx.PL
Program konferencji:
- otwarcie konferencji (Artur Zawisza, prezes Zarządu Głównego ZŻ NSZ).
- "Stanisław Jeute i wywiad Zachód Związku Jaszczurczego" (Michał Gruszczyński, Warszawa).
- "Od Stronnictwa Wielkiej Polski do Armii Polskiej. Narodowo-radykalni w Wielkopolsce 1934-1949". Referat z prezentacją multimedialną. (Rafał Sierchuła, Poznań).
- „Działalność antykomunistyczna NSZ pod okupacją niemiecką w latach 1942-1945" (Sebastian Bojemski, Warszawa).
- "Wspomnienie o warszawskiej konspiracji ZJ" (Zbigniew Kuciewicz, wiceprezes Zarządu Głównego ZŻ NSZ).
- Prezentacja projektu „Historia „Roja”, czyli w ziemi lepiej słychać” (Jerzy Zalewski, Warszawa).
Miejsce: Warszawa, budynek Naczelnej Organizacji Technicznej, ul. Czackiego3/5, od godz. 12:00
Organizatorzy: Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Młodzież Wszechpolska
za phalanx.pl
środa, 7 października 2009
środa, 23 września 2009
De Press - Myśmy rebelianci
Tytułowi Rebelianci to żołnierze polskich podziemnych organizacji bojowych, którzy po zakończeniu wojny w roku 1945 zdecydowali nie składać broni i walczyć z drugim okupantem – Armią Czerwoną. Partyzanckie oddziały przetrwały w lasach Podlasia, Podhala i na Ziemiach Utraconych na Wileńszczyźnie i Polesiu aż do połowy lat 50, a ostatni z partyzantów zginął z bronią w ręku w październiku roku 1963.
Do tych czasów i do tych bohaterów wraca zespół De Press przypominając piosenki leśnych oddziałów. Teksty przetrwały w pamięci następnych pokoleń, muzyka napisana została na nowo. Zadziorne, melodyjne kompozycje dobrze współgrają z przekazem prostych wierszy pisanych w leśnych obozowiskach. Uparta niezgoda na brak wolności, aż do ofiary z własnego życia – takie jest przesłanie, do którego wraca na swej płycie „Myśmy rebelianci” grupa De Press.
Polsko - norweska grupa powołana została do życia w 1980 roku przez Andrzeja Dziubka, polskiego emigranta znanego w Norwegii jako Andrej Nebb.
W ciągu niemal 30 lat swej aktywności zespół wydał tuzin płyt, z których już debiutancka wydana w 1981 roku "Block to Block" uzyskała dumne miano najlepszej rockowej norweskiej płyty wszechczasów, a jeden z utworów dotarł do I miejsc niezależnej listy przebojów w Anglii.
Zespół znany jest z wysoce energetycznych koncertów, w czasie których wykorzystuje niecodzienne instrumentarium jak piła tarczowa czy stalowe beczki. Charakterystyczny mocny głos Andrzeja Dziubka, punkowy pazur i podhalańska nuta dają w sumie niepowtarzalną jakość.
Jeśli chcesz dostać zaproszenie na koncert wyślij swoje zgłoszenie na rebelianci@1944.pl, podając imię, nazwisko i datę urodzenia każdej zgłaszanej osoby oraz kontakt do siebie.
Wstęp tylko po rejestracji! Liczba miejsc ograniczona.
Kontakt 22 539 79 25 (od poniedziałku do piątku w godz. 8:30-16:30)
za 1944.pl
Więcej informacji
czwartek, 17 września 2009
L.U.C. – "39/89. Zrozumieć Polskę"
Właśnie dziś, 17 września, w 70. rocznicę rozpoczęcia sowietyzacji Rzeczypospolitej, przypada premiera konceptualnego albumu - filmu bez obrazu, nad którym L.U.C pracował kilkanaście miesięcy. Artysta początkowo produkował utwory do autorskiego eksperymentu - komiksowego musicalu dokumentalnego, który miał zrealizować ze studiem Platige Image (to samo, w którym powstała KATEDRA TOMKA BAGIŃSKIEGO). Plany kinowej produkcji przerwało jednak "wszechobecne wywieszanie karteczki z napisem - kryzys" - jak komentuje artysta. Wypełniacz L.U.C w popkulturze, poruszający się na jej pograniczu w okolicach alternatywy, hip-hopu i awangardy zdążył się jednak przyzwyczaić już do takich akcji.
Postanowił nie dawać za wygraną i wymyślił film bez obrazu, w którym zdjęcia zastąpił działającymi na wyobraźnię, autentycznymi wypowiedziami radiowymi z lat 1939-1989. Te zaś kiedyś przypadkiem usłyszał w Polskim Radio. I tak w zawierusze rocznicy, wśród politycznych kłótni L.U.C prawie do końca realizował swój projekt samotnie, za własne oszczędności. Większość finansów rocznicowych bowiem została przeznaczona już m.in. na takie projekty jak obwieszenie Pałacu Kultury plakatem czy koncerty Kombi i Kylie Minogue. W ostatniej chwili, ktoś polecił mu napisać do Europejskiego Centrum Solidarności i Instytutu Pamięci Narodowej, które ostatecznie wraz Pomatonem EMI uratowały projekt. Od teraz za sprawą determinacji L.U.C`a i Marcina Kobyłeckiego z Platige Image oraz ogromnej graficznej pomocy Adama Tunikowskiego ze studia JUICE, szanse na pierwszy tego rodzaju polski film łączący dokument, z nowoczesną muzyką, animacją i komiksem, znowu rosną.
Na płycie charakterystyczne dla dotychczasowej muzycznej twórczości autora nieklasyfikowalne brzmienia nowego jazzu, muzyki kameralnej i filmowej stanowią intrygujące tło dla głosów kluczowych postaci przeszłości, m.in. Stefana Starzyńskiego, Adolfa Hitlera, Władysława Gomułki, Wojciecha Jaruzelskiego, Jana Pawła II, Lecha Wałęsy oraz Tadeusza Mazowieckiego. Słuchaczowi towarzyszą w niej najważniejsi świadkowie historii najnowszej; najważniejsi, bo tę historię tworzący.
Dla reprezentantów starszych pokoleń album może okazać się źródłem głębokich wzruszeń, dla młodych za sprawą nowoczesnej estetyki i świetnych skreczy Dawida Szczęsnego, atrakcyjną formą poznania tego sensacyjnego scenariusza zdarzeń.
Artysta zapytany skąd pomysł na ten projekt i dlaczego teraz odpowiada:
"To następstwo Planet Luc i zapytania "Co z tą Polską?". Mam świadomość ryzyka, jakim jest wydanie takiego albumu w kraju miliona malkontentów, podczas upolityczniania i rozliczania historii, w morzu projektów, które podczepiają się pod rocznicę. W morzu sensacji i afer (także historycznych), na których tak wielu próbuje wypłynąć - mówi L.U.C. - Być może trochę niczym hawajski surfer ze śnieżnobiałym uśmiechem, wygoloną klatą, w przyciemnionych okularach, popłynę chwilę na fali rocznicy. Nie są mi jednak potrzebne żadne fale, bo posiadam żagle determinacji i wyobraźni, dzięki czemu mogę pływać po płaskim, a nawet pod górkę. Ujawniam materiał w rocznicę przede wszystkim dlatego, że chciałem w jakiś inny sposób niż kolejne interpretacje wierszy i dziwne koncerty, upamiętnić i oddać hołd naszej niewiarygodnej historii - hardkorowej walce Dziadków Jurków i Babci Marysiek. Wielu z nich dla naszej wolności niemalże dusiło wrogów własnymi jelitami, bo wszystko inne już im odebrano. Byli lepsi niż Rambo i wojowniczka Xena razem wzięci. Najważniejsze jednak było zwycięstwo okrągłego stołu, którym to chyba po raz pierwszy wywalczyliśmy COŚ słowami a nie bagnetem! To COŚ to wolność, dzięki której mogę dziś tworzyć i się spełniać. Tym albumem chciałem po prostu za to podziękować."
Nowy album od dzisiaj można nabyć w "dobrych sklepach muzycznych", a także na stronie internetowej projektu www.zrozumiecpolske.pl. Wraz z ukazaniem się albumu rusza trasa koncertowa promującej dzieło obejmująca największe miasta w Polsce. Pierwszy koncert na żywo odbędzie się 29 września w warszawskiej Fabryce Trzciny. Koncert finałowy natomiast będzie miał miejsce 11 listopada na festiwalu All About Freedom w Gdańsku.
Jak mówi sam autor projektu: "Zachęcam Was do wysłuchania tego projektu, bo nie wiem czy uda mi się w życiu stworzyć coś istotniejszego, coś co bardziej będzie dotyczyć nas wszystkich. Jeśli Was to zainteresuje proszę, abyście wyłączyli telefony, usiedli wygodnie i przesłuchali tej płyty jednym ciągiem, od początku do końca. Najlepiej w ciszy i spokoju".
za hip-hop.pl
www.zrozumiecpolske.pl
czwartek, 3 września 2009
"Zatrzymać polską inwazję" - plakaty w rocznicę wojny
Plakaty wywiesiła skrajnie prawicowa NPD - Narodowodemokratyczna Partia Niemiec. Polscy mieszkańcy miasta przyznają, że neonaziści już wcześniej wywieszali plakaty skierowane przeciwko obcokrajowcom, nigdy jednak obiektem ataku nie byli Polacy.
Przechodnie nie pozostają dłużni i zalepiają antypolskie druki taśmami, na których po niemiecku napisano "przeczytaj książkę do historii lub zapytaj dziadków jak było naprawdę".
Podobne plakaty pojawiły się także przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w Goerlitz. Tam sami Niemcy zorganizowali akcję przeciwną działaniu neonazistów. Gazeta "Saechsische Zeitung" pod nagłówkiem "Jesteśmy przeciwko antypolskiej nagonce!" opublikowała wówczas fotografie ponad 120 ludzi, których oburzyły plakaty wyborcze NPD. Wywieszenie plakatów skrytykowała także kanclerz Angela Merkel.
za wp.pl
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Kukiz - Heil Sztajnbach
Chwała Sztajnbach
(To są nasze Święte Niemcy,
Widzę je piękne i perspektywiczne,
Widzę Was z dalekimi możliwościami,
Moja kochana walka,
nie jestem bezpodstawnie znany)
To tutaj jest mój dom,
bo tamten mi zabrali Hitler i Stalin ręka w rękę szli
Ribentropp Mołotow razem ustalali
Jak mordować ludzi by w dostatku żyć
Jeden we Lwowie a drugi w Auschwitz
o dziadkach moich mówię kąpiesz się w ich krwi
Jesteś politykiem jak Adolf na fali,
Marzysz o tym by wołano Ci
Jeden naród,
Jedna ojczyzna,
Polacy won.
Chwała Sztajnbach
To tutaj jest mój dom
Z tamtego wypędzili, twoi dziadek, stryjek, wujek oraz jego brat
Wspólnie z kolegami z Armii Czerwonej
W Europie Krzyży sadzili las
Pomódl się Kobieto za tych swoich braci
Których siłą w Wermacht Adolf Hitler brał
Pomódl się na grobach tych co poginęli
Zostaje tutaj ty zostań tam...
Autor tekstu: Paweł Kukiz
niedziela, 30 sierpnia 2009
Żądają przeprosin od Polski za "czystki etniczne"
"Żądamy od Rzeczypospolitej Polskiej oficjalnych przeprosin za czystki etniczne, które przeprowadziła Armia Krajowa w latach II wojny światowej na etnicznych ziemiach ukraińskich" - głosi apel tarnopolskiej rady obwodowej, cytowany przez portal Zaxid.net.
Rada stwierdza, że w uchwale polskiego Sejmu "narodowowyzwoleńczą walkę OUN-UPA zakwalifikowano, jako 'czystki etniczne', a odwieczne ukraińskie ziemie Wołynia, jako 'kresy wschodnie'".
Podkreśla, że OUN-UPA prowadziła walkę o niepodległość Ukrainy przeciwko "wszystkim okupantom". Na Wołyniu - oznajmiają deputowani - nacjonaliści ukraińscy walczyli przeciw "polskim okupantom" i ich planom "zagrabienia części Wołynia i pozbawienia Ukraińców prawa do bycia gospodarzami na swojej ziemi".
"Dlatego uchwała polskiego sejmu nie odpowiada prawdzie historycznej i może być traktowana, jako zamach na integralność terytorialną Ukrainy" - głosi apel, określając krok polskiego sejmu jako nieprzyjazny i wzywając najwyższe władze Ukrainy, by wydały jego ocenę polityczną i prawną.
Według Zaxid.net apel skierowany jest też do ambasady polskiej. Portal nie wyjaśnia, czy został tam przekazany.
Deputowani tarnopolskiej rady wskazują też na inne ostatnie wydarzenia w Polsce, które ich zdaniem mają "wyraźnie antyukraiński charakter". Wymieniają tu m.in. likwidację programu telewizyjnego "Telenowyny", przypominając, że była to jedyna ogólnopolska audycja informująca o życiu ukraińskiej mniejszości w Polsce.
Oskarżają "określone siły polityczne" w Polsce o rozpętanie "antyukraińskiej kampanii".
W przyjętej jednomyślnie przez polski sejm 15 lipca uchwale w sprawie "tragicznego losu Polaków na Kresach Wschodnich" podkreślono, że tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej "winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń". Przypomniano, że w lipcu minęła 66. rocznica "rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na kresach II Rzeczypospolitej tzw. antypolskich akcji - masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych".
Złożono hołd "pomordowanym rodakom i obywatelom polskim innych narodowości". Posłowie wyrazili też "szczególne uznanie i wdzięczność tym Ukraińcom, którzy często z narażeniem własnego życia pomagali i ratowali swych polskich sąsiadów".
Wszechukraińskie Zjednoczenie Swoboda zdobyło najwięcej głosów w przedterminowych wyborach do tarnopolskiej rady obwodowej w marcu tego roku. Według informacji ze strony internetowej rady Swoboda ma w niej 50 na 108 deputowanych.
za wp.pl
Grunwald w drewnie
czwartek, 27 sierpnia 2009
II śląskie eNDorado
Start:
12 września 2009
Kino: 12:30
Koncert: 17:00
Miejsce:
Kino Światowid - ul. 3 maja 7
Klub "Kultowa" - pl. Miarki 6
Katowice
Cena: 10 zł.
Rezerwacje: slaskie.endorado@o2.pl
Organizatorzy: Fundacja Inicjatyw Lokalnych "Optima", Stowarzyszenie "Endecja.pl"
Patronat honorowy: Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
Patroni medialni: TVP Katowice, Mysl.pl, Phalanx.pl, Polityka Narodowa
PLAKAT
Hallmann w hołdzie Powstaniom Śląskim
Niestety Polacy (w tym także mieszkańcy Śląska) niewiele wiedzą o tych powstaniach. Są one niejako w cieniu narodowych tragedii 1830, 1863, 1944. Stąd też pojawił się pomysł przywrócenia pamięci, wskrzeszenia tego tematu w świadomości Polaków. Oczywiście najlepiej byłoby nakręcić dobry film - produkcję w stylu irlandzkiego Michaela Collinsa lub choćby łotewskiego Rigas sargi. Niestety takie przedsięwzięcia są związane z ogromnymi kosztami. Stąd też zdecydowano się nagrać płytę z utworami będącymi opowieścią o tamtych czasach, o familokach zamienionych w twierdze - płytę, na której zabrzmią nasze śląskie Foggy dew.
Z założenia ma być to projekt spójny - w formie i treści, w którym każdy utwór będzie częścią opowieści rozpoczynającą się w 1919 roku a kończącą w 1921. Grupa tworząca ten projekt nie jest jeszcze zamknięta i do końca tego roku na pewno taka pozostanie. Każdy więc kto chciałby wziąć udział w pracach nad płytą będzie mile widziany. Efekty prac ujrzą światło dzienne w 2011 roku - w 90 rocznicę wybuchu III powstania śląskiego.
za hallmann.art.pl
niedziela, 16 sierpnia 2009
Węgierska Wyspa Wolności
Festiwal odbywał się w dużym ośrodku rekreacyjnym. Spora część uczestników mieszkała na miejscu w domkach campingowych lub w namiotach. O popularności festiwalu świadczyć może fakt, że po naszym przyjeździe okazało się, że nie można już kupić karnetów, gdyż ... zabrakło specjalnych, czarnych opasek-biletów zakładanych na nadgarstek.
Na terenie ośrodka znajdował się duży namiot, w którym w ciągu dnia odbywały się wykłady o tematyce historyczno-politycznej a wieczorami koncerty. Miłośnicy X-muzy mogli w specjalnym namiocie oglądać filmy (puszczano m.in. „Katyń” A. Wajdy), a fani muzyki tożsamościowej uzupełnić swoje zbiory płytowe w licznych stoiskach z płytami. A jest w czym wybierać: na festiwalu wystąpiło kilkadziesiąt grup, które mają już niemały dorobek.
Ci, którzy preferowali bardziej aktywne formy spędzania czasu mogli (przy aktywnej pomocy ze strony członków bractw rycerskich) nauczyć się strzelania z łuku, spróbować swoich sił w rzucie dzidą (bojową) lub rozegrać mecz piłki nożnej.
Najważniejsze były jednak rozmowy i dyskusje – bo Magyar Sziget to przede wszystkim miejsce spotkania Węgrów mieszkających nierzadko poza granicami Węgier: na Słowacji, w Serbii i Rumunii.
Wszyscy ci, którzy nie uczestniczyli w festiwalu bezpośrednio, mogli śledzić jego przebieg dzięki transmisjom prowadzonym przez dziennikarzy internetowego radia „Szent Korona Radio” (www.szentkoronaradio.com).
W tym roku na Magyar Sziget pojawiło się sporo delegacji z zagranicznych organizacji narodowych. Oprócz naszej, polskiej grupy były więc liczne reprezentacje z Hiszpanii i Belgii a także z Chorwacji, Anglii i Alzacji (autonomiści). Z uwagi na to, organizatorzy zdecydowali o zorganizowaniu konferencji, na której przedstawiciele delegacji narodowych mogli przedstawić Węgrom swoje organizacje oraz cele i metody działania.
Trzeba podkreślić to, że jako Polacy, spotykaliśmy się z wieloma wyrazami sympatii ze strony Węgrów. Na terenie festiwalu chodziliśmy z polskimi flagami – widząc je, młodzi Węgrzy pozdrawiali nas i podchodzili żeby nas bliżej poznać. Najsympatyczniejsze były momenty, kiedy łamaną polszczyzną (!) mówili nam słynne przysłowie „Polak, Węgier dwa bratanki...” - pokazując, że przyjaźń pomiędzy naszymi narodami jest wciąż żywa.
Wnioski? W Polsce brakuje takiego festiwalu jak Magyar Sziget – autentycznego festiwalu dumy narodowej. Nie nachalnego, nie sztywnego rodem z akademii „ku czci”, ale takiego, na którym młodzi patrioci mogliby się spotkać i wspólnie bawić. Wydaję się, że do tego niezbędne jest ponowne nauczenie się przez Polaków przezywania swojej polskości i odnalezienie drogi do nowoczesnego rozumienia swojego patriotyzmu. Węgrzy tę drogę odnaleźli. Teraz czas na Polaków...
za phalanx.plponiedziałek, 10 sierpnia 2009
Koncert Irydionu i Legionu odwołany...
Tomasz J. Kostyła poinformował nas jednak, że impreza nie dojdzie do skutku. Co mówią na ten temat organizatorzy?
Impreza miała się odbyć, ponieważ w ostatniej chwili na szczeblu Gminy Fajsławice w procesie decyzyjnym, w związku z wpływowymi działaniami, najprawdopodobniej lewicowych aktywistów, odbywających staż w urzędzie gminy, wójt wycofał się z udzielenia zgody na planowany przez nas patriotyczny koncert upamiętniający rocznicę bitwy z zaborcą rosyjskim. Informację tą otrzymaliśmy dosłownie w ostatnich dniach.
za konserwatyzm.pl
Słowiański Mit o Stworzeniu Świata już na płycie CD
Percival i Radbor z dumą przedstawiają projekt: SŁOWIAŃSKI MIT O STWORZENIU ŚWIATA...
...odpowiedź na pytanie dotyczące źródeł kultury i dziedzictwa ludów słowiańskich...
...zwieńczenie spektaklu prezentowanego na XIV Festiwalu Słowian i Wikingów WOLIN...
...stworzoną z mitów, tropów, podań i baśni muzyczną opowieść przedstawiająca kosmogonię pogańskich Słowian...
Premiera płyty miała miejsce 1 sierpnia 2009 na XV Festiwalu Słowian i Wikingów WOLIN.
Więcej informacji pod adresem myspace.com/slowianskimit
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Irydion - wywiad
MM: Prosiłbym o kilka słów na temat historii zespołu: skad jesteście, jak powstała grupa, co do tej pory robiliście - mam na myśli działalność zarówno jeśli chodzi o muzykę, ale też aktywność w innych obszarach.
KKK: Dawno, dawno temu w małej wiosce o wdzięcznej nazwie Brzeg, który na skraju Opolszczyzny i Dolnego Śląska leży błękitną wstęgą Odry malowniczo opasany, przyszedł na świat syn Wielkiego Amfilocha, któremu Irydion na imię dano. Miał on jednakowoż tak naprawdę ojców trzech - czyli Braci Kubików i Kędziora, którzy znienacka oraz z nadmiaru hormonów przypadkowo poznali Matkę swego dziecka czyli Nieprzepartą Potrzebę Powiedzenia Światu, co o Nim Myślą.
Irydion wcześniej miał kilkanaście innych imion, ale w końcu wybór padł na tytułową postać dramatu Zygmunta Krasińskiego, a to ze względu na charakter, sytuację oraz wybory, jakich dokonał (zachęcamy do lektury!) i na literkę „o“ w nazwie, która umożliwiła nam wpisywanie w nią krzyżyka, tak żebyśmy wyglądali na takich strasznych załogantów. Okres młodzieńczy Irydiona to dobrych kilka lat walki z instrumentami w kameralnym gronie kumpli i przyjaciół z rodzinnej wichury, którzy niczym gąbka wchłaniali każdą ilość masowej produkcji hitów jedynej narodowej kapeli w gminie.
Potem nastał czas ciężki, kiedy to Irydion musiał stać się prawdziwym mężczyzną, a dramatycznym symbolem tej przemiany była tragiczna śmierć jednego z Braci. To wydarzenie odcisnęło piętno na życiowym szlaku młodej kapeli, która z dnia na dzień stanęła twarzą w twarz z tajemnicą życia i goryczą śmierci. Na szczęście dobrzy ludzie (Karol – ONR Częstochowa – jak zawsze: pamiętamy i dziękujemy!) uwierzyli, zaczęły się koncerty i.... z małymi przerwami – trwają do dziś.
MM: Wasza pierwsza płyta to świetny narodowy hard rock, ale różnicie się od podobnych wam grup. Nie śpiewacie utworów w stylu Twierdzy, idziecie w stronę brzmienia bardziej agresywnego, ale nie kopiujecie niczyjego stylu - wypracowaliście własny, co szczególnie widać w tekstach. Proszę o komentarz.
KKK: W muzyce jest 8 dźwięków. Reszta to wariacje na temat. Na 7 miliardów ludzi – milczących jest niewielki procent, reszta śpiewa przy goleniu, gotowaniu, w „Jaka to melodia“ lub Carnegie Hall. A to oznacza, że... wszystko już było i nic nowego być już nie może. Takie są realia.
Ale realne jest też to, że MY jeszcze nie wyczerpaliśmy wszystkich kombinacji tych ośmiu dźwięków i dopóki tego nie zrobimy – będziemy grali. Czy zdarza się nam kopiować? Oczywiście, że tak. Czerpiemy pełnymi garściami z dorobku NAJRÓŻNIEJSZYCH autorów. Ale nigdy też nie udajemy, że pożyczony pomysł jest nasz. Ale istnieje też druga strona medalu: w swoim życiu przesłuchaliśmy tysiące czy dziesiątki tysięcy utworów, a więc trudno mówić tu o czymś takim jak muzyczna tabula rasa naszych umysłów. Pewne rzeczy znamy, pamiętamy, a pewnych -z różnych względów - nie jesteśmy świadomi. Dlatego też, czasami gdy komponujemy jakiś utwór i jesteśmy święcie przekonani, że to nasza własna inwencja twórcza, okazuje się, że: to jest trochę podobne do tego, ten riff jakby przypomina tamto, a tu w tekście jest zwrot taki-to-a-taki, którego użył ten-a-ten w roku takim-to-a-takim. I co wtedy? Wtedy jedziemy z koksem: poprawiamy, przerabiamy i walczymy z tematem, o ile... nie został już nagrany. Bo wtedy nie pozostaje nam nic innego jak tylko: sorry, chcieliśmy dobrze... i robić swoje. Muzyka to twór żywy i nikt tu nie ma monopolu na wieczną oryginalność.
MM: Czy macie jakieś muzyczne wzory?
KKK: Tu pewnie powinien nastąpić spis wszystkich kapel ruchu narodowego, które powinny mieć wpływ na naszą muzykę, ale... nie będzie. A to dlatego, że Irydion to kwintet całkowicie rożnych osobowości i preferencji muzycznych. Kędzior jest fanem heavy metalu, Maniek szuka ukojenia duszy w psychodelicznych klimatach Toola et consortes, Kubek jest fanem klimatów funky – reagge, Kris rocka progresywnego, a ja jako były radiowiec mam w swej płytotece od muzyki barokowej, przez klasykę jazzu, bluesa, southern rocka, po deathmetalowe mioty naćpanych satanistów. A wzory? Chcemy grać tak długo jak Maryla Rodowicz, na poziomie Pink Floyd, z energią Rage Against The Machine, miażdżyć jak Soulfly, pisać teksty jak Kaczmarski i zarabiać jak Ich Troje I jeszcze, żebyśmy mieli muskulaturę jak Danzig, to też by było miło.
MM: Jak oceniacie odbiór muzyki, którą tworzycie wy i inne wam podobne kapele? Wydaje się, że popyt jest spory, o czym dowodzi choćby ilość płyt sprzedanych przez Legion.
KKK: Jako kapela, która wydała zaledwe JEDNĄ płytę i to 6 lat temu i która miała kiluletnią przerwę w jakiejkolwiek działalności uważamy, iż... nie ma powodów do narzekań. Ludzie pamiętają, ludzie doceniają, ludzie wciąż chcą – a my gramy właśnie dla ludzi! O tym czy jest popyt na taką muzykę, dowiemy się już niebawem, bo o ile zupełnie nie wiemy ile sprzedało się kaset i płyt „CREDO“ (mamy niejasne, niepotwierdzone informacje o okolicach tysiąca sztuk) to jeśli chodzi o nasz drugi albm „44!“, który będzie miał premerę zaraz po wakacjach – wydajemy się sami i będziemy wiedzieli dokładnie ile osób zechce zainwestować te kilka złotych w naszą twórczość.
Oczywiście wiemy też, że istnieje coś takiego jak internet, programy P2P, etc., więc nie mamy zbyt wielkich złudzeń co do realiów rynku, ale wychodząc rzeczywistości na przeciw postanowiliśmy, że układ będzie prosty: podoba Ci się nasza muzyka, chcesz udzielić nam wsparcia – kup płytę. Jeśli nie jsteś zaangażowany, nie masz kasy, nie masz odtwarzacza CD - nie ma sprawy. Ściągnij sobie MP3 z naszej strony – wpłać dowolną kwotę jaką uznasz za stosowną albo nie płać w ogóle – bierz i słuchaj – na zdrowie! Nikt nikomu nie będzie czynił wyrzutów, nikt nikogo nie będzie nazywał złodziejem. Prawie cała płyta będzie LEGALNIE DO ŚCIĄGNIĘCIA na naszej stornie internetowej www.irydion.pl ( nie mylić proszę z irydion.org, bo jak widać Irydion nie jedną ma twarz :)
A jeśli chodzi o Legion... To kolejna ciekawa sprawa. Otóż 29 sierpnia w okolicach Lublina planowany jest koncert Irydiona i... LEGIONU właśnie. To chyba rzecz bezprecedensowa w historii tej sceny: po kilkunastu latach milczenia, powraca legenda, a my mamy zaszczyt w tym uczestniczyć. Otóż IRYDION wraz TOMKIEM KOSTYŁĄ na wokalu przygotowuje się do wspólnego, specjalnego występu obejmującego kilka nowych wersji legendarnych już utworów i premierę jednego, całkiem nowego. Pierwsze próby już za nami – wszystko wszystko układa się świetnie, i kto wie, być może to początek... ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Na razie: zapraszamy 29 sierpnia do Lublina!
MM: Wiem, że trwają już zaawansowane prace nad waszą nową płytą. Jaka ona będzie? Nawiąże stylistyką do pierwszej, czy będzie czymś nowym?
KKK: Drugi album „44!“ jest już nagrany. Wow! To wiadomość dla wszystkich tych, którzy tracili już wiarę, choć w rzeczy samej, mieli ku temu powody. Jaka to płyta? Zgodnie z zasadą: rób dobrze i mów o tym głośno, mówimy: już jest świetna, a wciąż jeszcze trwają sprawy związane z miksem i masteringiem, czyli będzie jeszcze lepiej.
Myślę, że „44!“ narobi sporo zamieszania na naszej scenie i zwyczajowo podzieli audytorium na tych, którym się spodoba i wiecznych malkontentów, ale jedno jest pewne: nie będzie to materiał wobec którego można przejść obojętnie. To będą emocje. Te kilka mozolnej lat pracy, powtarzania nagrań i szukania drogi zaowocowały tym, że nie jest to kilka prostych akordów nagranych w garażu z fałszującym wokalem, ale dojrzały materiał, który ukaże nowe oblicze Irydiona.
Mieliśmy dużo czasu i myślę, że wykorzystaliśmy go do cna. Będzie na pewno cięższa od „Credo“. Będzie całkowicie żywa, bez zbędnych elektronicznych sztuczek. Utwory są maksymalnie zróżnicowane: od delikatnego flamenco, lirycznych smyczków w balladach, przez hard rocka, hardcore’a, aż po deathmetalową rzeź. W tym wypadku nie braliśmy jeńców. Jest po prostu nasza.
Różnica między wydaniem „CREDO“, a „44!“ to 6 lat. Różnica między tekstami obu płyt to ponad 10 lat. Ten okres, to różnica między kilkunastoletnim młodzieńcem szukającym własnej tożsamości, a prawie trzydziestoletnim mężczyzną, ojcem dwójki dzieci, który już parę rzeczy w życiu zrobił. Widział dobrych ludzi robiących złe rzeczy. Widział plecy odchodzących przyjaciół i widział też, kto mu pomagał, kiedy była potrzeba. Myślał nad tym, co decyduje o wartości człowieka. I dlaczego tak często na mogiłach ofiar opierają się cokoły ludzi wielkich. I, co gorsza, to, w co wierzy, musi teraz wytłumaczyć swojemu 9-letniemu synkowi. Dlatego zaczyna być ostrożny w wyborze tego, w co wierzy, bo syn zadaje bardzo trudne pytania. Ale wciąż jeszcze chce wierzyć, tylko chyba po prostu jest coraz mniej rzeczy czystych, niezbrukanych. Niesplugawionych politycznymi układami. Nieskompromitowanych przez obłudę liderów. Rzeczy nie na sprzedaż. Trochę taka to będzie płyta, ale też nie do końca, bo kryzys światopoglądowy przyszedł już po napisaniu tekstów i tak naprawdę, to co teraz czuję znajdzie swój oddźwięk na trzecim albumie Irydiona. Ale to już całkowicie inna historia...
MM: Z innej beczki: mogę zapytać o wasze poglądy polityczne?
KKK: Podobnie jak z muzyką: Irydion to wypadkowa 5 różnych osobowości i każdy z nas ma swoje przekonania. Nie wymagam od członków załogi uniformizacji światopoglądowej. Ale ogólnie: jesteśmy ideologicznie neokonserwatywni, ekonomicznie liberalni, muzycznie ekstremalnie libertariańscy :)
MM: Jak wygląda wasz stosunek do rojalizmu, czy szerzej ujętego konserwatyzmu?
KKK: Zawsze twierdziliśmy: God save the Queen! I nigdy nie odmawialiśmy toastu za zdrowie Królowej! Zwłaszcza, że jakby nie było, przez te kilka lat zdążyła wykarmić kilka polskich rodzin. Ale poważniej: ja jestem krytyczny w stosunku do demokracji w polskim wydaniu.
Nie chodzi to o nasze narodowe malkontenctwo, bo jakby nie było: żyjemy teraz w ważnym okresie Naszej Kochanej Ojczyzny. Bez bomb spadających z nieba, bez gazu na ulicach, bez strachu w domach. Ale nie można też nie zauważyć, że sprzedajemy naszego Orła w Koronie ludziom w drogich garniturach, którzy wiedzą, że jak się występuje na niebieskim tle, to ludzie chętniej dają swoje głosy. Że oddajemy suwerenność, ziemię, symbole, walutę, chyba też trochę i język czyli te rzeczy, za które kiedyś nasi ojcowie oddawali życie.
Nie, nie jestem jakimś kasandrycznym prorokiem i histerykiem, ale nie sposób niezauważyć pytania o to jaka będzie tożsamość naszych dzieci, kiedy to my zaczynamy sami z własnej woli uznawać wyższość obcego prawa, znosimy granice, przyjmujemy obcą walutę, a w pracy czekujemy status tasku naszego dżoba, bo superwajser wraz z senior –lider-menadżerem nas tak zbrifowali?
Ja wiem, że w końcu będziemy mieli ładne autostrady, jeszcze więcej McDonald‘sów i Euro 2012, ale nie jestem przekonany, czy o to właśnie chodziło naszym dziadom znad Wizny, Bzury, spod Olszynki i Racławic. Wiem, że wygodnie jest, gdy się żyje wygodnie, ale zastanawiam się jak wiele można oddać za wygodne życie. Chyba, że po prostu uznajemy, że... tamci wszyscy się mylili i ginęli przez pomyłkę. Że nie było o co walczyć. Że wtedy to był tylko zwykły odruch obronny i że granice tylko dzielą. Być może. Być może wtedy było o tyle łatwiej, że człowiek nie musiał myśleć, bo wybór jest prosty: albo strzelisz Ty, albo strzelą do Ciebie. Zapraszam wszystkich do muzeum Powstania Warszawskiego. Może to zwykła manipulacja, ale wydaje się jednak, że wtedy jakoś łatwiej było w coś wierzyć. A teraz oddajemy to wszystko za renty strukturalne i paszporty z gwiazdkami.
Do kwestii monarchistycznych podchodzę dość zdroworozsądkowo. Wydaje się bowiem, iż człowiek, który całe życie jest przygotowywany do rządzenia ma większe szanse na podejmowanie mądrych decyzji, w przeciwieństwie od tych, którzy mają tylko 4 lata na naukę, bo im zostają już tylko decyzje popularne, które z mądrością zwykle mają niewiele wspólnego. A tym, którzy twierdzą, że demokracja jest taka zajefajna i nic już więcej ponadto przypominam, że demokracje już kiedyś były. Żadna nie przetrwała. Każda kończyła się tyranią. Tym razem zapewne będzie to tyrania oligarcho-technokratyczna. Władzę przejmują korporacje, co widać po karierze instytucji tzw. lobbingu politycznego. Ale tak to jest, kiedy biedny polityk ma tylko 4 lata na ustawienie siebie i rodziny...
MM: Wydaje mi się, że wyznajecie wartości chrześcijańskie, ale w odbiorze waszego przesłania namieszał mi trochę kawałek, w którym o pewnym wycinku chrześcijańskiej filozofii śpiewacie, że to nie tak, że ktoś po prostu włożył te słowa w usta Boga...
KKK: Chyba każdy musi przejść przez wiek chmurny, a durny - i w naszym przypadku zostało to okupione między innymi takimi a nie innymi deklaracjami. Oczywiście w historii ludzkości w usta rozmaitych bogów wkładano najrozmaitsze słowa, więc ten chrześcijański wcale nie jest w tej kwestii wyjątkiem, ale muszę przyznać, że teraz ten tekst i jego odbór wśród ludzi mnie nieco przeraża. W necie zobaczyłem bowiem kolejny już para-videoclip zrobiony do naszej muzyki przez anonimowego kogoś, przedstawiający sceny rzezi muzłuman podczas krucjat i komentarze spragnionych krwi spadkobierców Barbarossy, którzy deklarują chęć nawracania ogniem i mieczem w XXIw. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że internet to wspaniałe medium dla dzieci neostrady, które wypisują straszne rzeczy, bo klawiatura przyjmuje najbardziej idiotyczne deklaracje, ale oto okazuje się też, że mając dwa razy więcej lat, niż wtedy gdy powstawał ten tekst, mamy zupłnie inne poglądy na kwestie wiary, religii i wiele innych rzeczy. Już nie chcemy pisać, że jesteśmy straszni, źli i zbijemy każdego, kto nie jest z nami. I że tylko my mamy rację i monopol na prawdę. Prawo do takich poglądów ma każdy, kto... ma właśnie 16 lat i to szanujemy. To są właśnie są prawa wieku. Dlatego też tak czekamy na nasz drugi album, bo „44!“ ma pokazać to bardziej aktualne oblicze Irydiona. Oczywiście mamy świadomość tego, iż pojawią się głosy o zejściu z raz obranej drogi, o odchyleniach, o aberracjach poglądowych, ale posiadanie w wieku lat 30 poglądów na życie 16-latka dla nas po prostu nie jest jakąś kosmiczną wartością.
MM: Dziękuję za rozmowę.
Z Krzysztofem (wokal, gitara, teksty) rozmawiał: Mariusz Matuszewski
Od redakcji: najbliższy koncert Irydiona: Lublin - Fajsławice, 29 sierpnia 2009, godz. 19.00
piątek, 31 lipca 2009
Hail of Bullets - Warsaw Rising - kolejny metalowy hołd z zagranicy
Holenderska formacja death metalowa Hail of Bullets wydała niedawno mini CD "Warsaw Rising", poświęcone Powstaniu Warszawskiemu. Na płycie znajduje się sześć utworów: trzy studyjne i trzy w wersji "live". Drugi na płycie, tytułowy utwór, obok tematu Powstania, porusza między innymi temat Katynia. Inny z utworów, "Liberators", jest poświęcony bombowcom z czasów wojny.
Z twórczością Holendrów można się szerzej zapoznać na stronie http://www.myspace.com/hailoffuckenbullets
Hail of Bullets - "Warsaw Rising":
Trapped between two despots
The cry for battle calls
Soviets at the Vistula
The Hun inside the walls
Resistance a tradition
Poland to be free
Finishing oppression
Regaining liberty
Claiming back their territory
Bloodshed for such precious land
Withdrawing hated enemy
The final struggle is at hand
Armia krajowa
Patriots mobilised
Many unarmed soldiers
Weapons improvised
National rebellion
Expect to last one week
Primitive devices
Guerrilla techniques
Bravery, pride and heroism
Honour and determination
Against tanks and artillery
Dying hard battalions
The soviets massacred thousands in Katyn
So they know precisely what to expect
Decades more of brutal submission
Tyrant Stalin stabs them in the back
Abandoned by the feeble western allies
Responsible for all the brave who died
Whilst their brothers freed Monte Cassino
They surrendered with their heads up high
za nacjonalista.pl
poniedziałek, 27 lipca 2009
"Doczekać świtu"
za ajanicki.blogspot.com
Komiks można oglądać tutaj
Wszystkie komiksy z serii w formacie pdf można pobrać tutaj
niedziela, 26 lipca 2009
Uciszyć Joannę
Pierwsza rozprawa przeciw Joannie Najfeld odbyła się 16 lipca. Publicystka stoi przed sądem, bo wytknęła feministkom ich finansowe powiązania z biznesem aborcyjnym i antykoncepcyjnym. Skarży ją Wanda Nowicka, szefowa feministycznej organizacji Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Federacja ta od lat walczy o pełny dostęp do aborcji. Feministki liczą, że Joannie Najfeld zamknie usta strach przed więzieniem – bo właśnie karę do dwóch lat w więzieniu za „pomówienie” przewiduje 212 paragraf kodeksu karnego, z którego Joanna Najfeld została oskarżona. Skala nienawiści, z jaką już od trzech lat odnoszą się do tej ciemnowłosej dziewczyny zwolennicy różnych lewicowych ideologii, jest szokująca. „Najfeld to fanatyczka, oszołom. Nienawidzę jej. Jak można być tak opóźnionym” – grzmi jeden z internautów na portalu stylwolny.pl. „Najfeld to wszystko co w polakach najgorsze. Gdyby się pozbyć takiego myślenia moglibyśmy wstąpić do UE z wypiętą piersią a tak trzeba się wstydzić” (pisownia oryginalna) – głosi sąsiedni wpis. Większości agresywnych wpisów towarzyszą wulgarne wyzwiska. Ktoś stworzył w Internecie fałszywego bloga pod jej nazwiskiem, żeby tylko ją ośmieszyć. Wyzwiskami obrzuciła ją publicznie posłanka SLD (a teraz już europosłanka) Joanna Senyszyn. Zamiast zmierzyć się z argumentami, które w kulturalny i spokojny sposób przedstawiła Joanna Najfeld, pani poseł Senyszyn powiedziała o niej w telewizji TVN24: „widać, że została wychowana w jaskini” i „moja niestety imienniczka, widać ma jakieś obsesje seksualne”.
Pupa pana Jacka
Joanna Najfeld zaczęła się pojawiać w mediach dopiero przed trzema laty. W telewizyjnych dyskusjach o aborcji, in vitro, homoseksualizmie, jak z rękawa cytuje naukowe dane na poparcie wizji świata zgodnej z prawem naturalnym. Osoby o lewicowych poglądach często nie potrafią sensownie odpowiedzieć na jej argumenty. Joanna Najfeld zazwyczaj mówi spokojnie, nieraz nawet z półuśmiechem. Jednak rzeczy, o których mówi, wielu ludziom wydają się bardzo ostre. Dzisiaj, gdy z głównych mediów sączy się do naszych uszu przekaz pełen politycznej poprawności, nazwanie pewnych spraw po imieniu wygląda na coś nadzwyczaj niezwykłego. Do dzisiaj więc w Internecie można zobaczyć programy, w których ta publicystka formułowała zdania szczególnie ostro. Do takich należała rozmowa w TVN 24 z działaczem homoseksualnym Jackiem Adlerem, szefem homoseksualnego portalu internetowego gaylife.pl. Ich dyskusja demaskowała, czym naprawdę jest gejowski styl życia, który Polacy, według zasad politycznej poprawności, mają zacząć tolerować.
Rozmowa zaczęła się od trzęsienia ziemi: Najfeld pokazała wydruk z profilu Adlera, na którym przedstawiał się on, pokazując swój nagi tyłek. Adler ogłaszał tam też, że pozna grupę mężczyzn i że lubi młodych, przegiętych gejów. Później temperatura w programie jeszcze się podniosła. „Homoseksualizm nie ogranicza się tylko do seksu. Ludzie żyją ze sobą po 20, po 30 lat. (...) Ja np. 8 lat jestem z moim partnerem” – bronił się Adler przed ostrymi jak brzytwa zdaniami Joanny Najfeld. „I szuka pan grup mężczyzn, jak pan napisał na swoim profilu?” – przerwała mu publicystka. „Jesteśmy tolerancyjni” – wybąkał Adler. Na koniec Najfeld odmówiła uściśnięcia Adlerowi ręki, bo po przeczytaniu jego profilu i tego, co on robi na co dzień „troszeczkę się obawiam, gdzie ta ręka wcześniej była”. Wyjaśniła, że mimo to go szanuje i będzie się za niego modlić. Ktoś komentował później w Internecie, że oglądając tę dyskusję, z wrażenia oblał się herbatą.
Gdyby Joanna Najfeld była stara albo brzydka, może jeszcze by jej wybaczono, że w telewizyjnych dyskusjach przegaduje feministki, zwolenników aborcji i gejowskich małżeństw. Jednak fakt, że tak „wsteczne” poglądy w logiczny sposób przedstawia sympatyczna dziewczyna, jest dla nich nie do zniesienia. Wytoczo-no jej proces karny.
Ksiądz z łupieżem
Jeszcze kilka lat temu w sporach przed kamerami na temat aborcji, in vitro, edukacji seksualnej w szkołach, tylko po stronie „postępowców” zasiadały eleganckie kobiety, np. Izabela Jaruga-Nowacka czy Jolanta Szymanek-Deresz. – Natomiast po stronie konserwatystów siedział zwykle jeden stary ksiądz z łupieżem na sutannie – wspomina Jan Pospieszalski, w którego programie „Warto rozmawiać” Najfeld zadebiutowała w 2006 roku. Według niego, strona konserwatywna jest w telewizji zbyt mało reprezentowana, ze względu na poglądy panujące wśród większości dziennikarskiego środowiska. – Jeśli ktoś ma czwartą żonę, trzy kochanki i dzieci z różnymi kobietami, to rozmowa z nim o normach moralnych staje się bezprzedmiotowa. Tacy dziennikarze chętnie przedstawiają spory światopoglądowe w ten sposób, że po jednej stronie jest tylko ciemny kler, a po drugiej światli, otwarci ludzie: elegancka Katarzyna Piekarska z SLD, dziewczyny z MTV z naklejonymi plastrami antykoncepcyjnymi. Pojawienie się w telewizji Joanny Najfeld, nieźle wyglądającej, wyrażającej się piękną polszczyzną, czy np. filozofa Darka Karłowicza, który broni konserwatywnych wartości, ubrany w garnitur od Armaniego i ekskluzywne buty, łamie ten stereotyp – mówi Jan Pospieszalski. Pospieszalski wspomina, jak kiedyś w telewizji, w czasie dyskusji o dyskryminacji, Najfeld błyskotliwie skomentowała biadania lewicowych publicystów nad nietolerancją Polaków: „jestem kobietą, mam żydowsko brzmiące nazwisko, jestem katoliczką. W naszym kraju czułam się dyskryminowana tylko z powodu tego, że jestem katoliczką”. – Za prezentowanie takich poglądów ona jest mocno atakowana. Dwa razy zdarzyło się, że gdy telefonicznie zapraszałem do programu bardzo znane osoby ze strony lewicowo-liberalnej, słyszałem w słuchawce skandaliczne słowa: „odmawiam przyjścia do pana programu, jeśli po przeciwnej stronie będzie ta faszystka Najfeld” – mówi.
Bałam się mówić
Skąd się wzięła w polskiej debacie publicznej publicystka, która tak irytuje osoby o lewicowych poglądach? Joanna Najfeld ma 27 lat. Nie była związana z żadnym kościelnym ruchem, tyle że co niedzielę chodziła do kościoła. Do matury nie bardzo interesowały ją aborcja, eutanazja, ani nawet kto w Polsce jest premierem. Dopiero w Poznaniu, gdzie studiowała anglistykę, jej poglądy zaczęły się krystalizować. – Anglistyka w Poznaniu jest siedliskiem feministek. Oczywiście są tam też wspaniali naukowcy. Jednak idziesz na literaturę i na pierwszych zajęciach omawiamy homoseksualną biblię, na drugich uczymy się, że Szekspir był gejem, bo np. dużo pisał o drzewie, a drzewo to symbol falliczny... Inna prowadząca rozdaje nam angielski artykuł z tezą, że Kościół katolicki krzywdzi kobiety. Mieliśmy następnie odpowiadać na pytania na podstawie tego artykułu, używając zawartych w nim argumentów. Urabiali nas ideologicznie. Czułam się tym zmolestowana na maksa, ale nie miałam odwagi, żeby zabrać na ten temat głos – wspomina. – Joanna Najfeld bała się odezwać? – dziwimy się. – Tak. Ściskało mnie w środku, więc milczałam. Tylko po powrocie do mieszkania włączałam Internet i szukałam, jaka jest prawda. Znajdowałam dane naukowe np. o homoseksualizmie na anglojęzycznych stronach. I powoli układałam to sobie w głowie – wspomina. Uczestniczyła też w dodatkowych zajęciach w Krakowie na temat religii w USA. Prowadząca dzień w dzień atakowała Kościół katolicki. – W przerwach chodziłam sobie do kościoła Mariackiego przed Najświętszy Sakrament. Modliłam się: „Panie Boże, daj mi siłę, żebym kiedyś wstała i coś powiedziała. Daj mi siłę albo mnie nie stawiaj w takiej sytuacji” – wspomina. – No i rzeczywiście, wkrótce zaczęłam coś na zajęciach przebąkiwać – mówi.
Gdyby Joanna Najfeld była stara albo brzydka, może jeszcze by jej wybaczono, że w telewizyjnych dyskusjach przegaduje feministki, zwolenników aborcji i gejowskich małżeństw. Jednak fakt, że tak „wsteczne” poglądy w logiczny sposób przedstawia sympatyczna dziewczyna, jest dla nich nie do zniesienia. Wytoczo-no jej proces karny.
Machina hamuje
Jeszcze na studiach zaczęła z kolegami przeprowadzać różne akcje społeczne. Kiedy w 2006 r. pismo „Machina” zamieściło na okładce twarz piosenkarki Madonny, wklejoną do welonu Matki Bożej Częstochowskiej, Joanna z kolegami wymyślili bojkot firm, które się w „Machinie” reklamowały. Zaproponowali, żeby internauci informowali tych reklamodawców o bojkocie w listach elektronicznych. Efekt był zaskakujący, bo Polacy tylko na to czekali, żeby ktoś taki pomysł rzucił. Ludzie codziennie wysyłali setki maili. Wkrótce z reklamowania się w „Machinie” zrezygnowały wielkie firmy Orange i Philips. Polacy zagłosowali portfelami. W związku z tą akcją Joanna Najfeld została zaproszona do „Warto rozmawiać”. A później zapraszały ją też inne stacje telewizyjne. – Kiedy jesteś takim harcownikiem jak ja, ludzie mają czasem poczucie, że do nich należysz. Jeśli rozmowa pójdzie mi gorzej, komentują: dlaczego Najfeld nie powiedziała tego i tego, dlaczego dała się przegadać? Wydaje im się, że każde moje wystąpienie musi być idealne, bo kiedyś sobie dobrze poradziłam. Najgorsze jest to, że kiedy publicystów dotykają procesy, często zostajemy sami. Tak było w przypadku Stanisława Michalkiewicza czy Wojtka Cejrowskiego, który przez lata nie umiał znaleźć pracy. Koledzy, którzy wcześniej zachwycali się jego artykułami, nagle odmawiali publikacji, tłumacząc: „nie, stary, bo jesteś teraz jakoś oznaczony, może w przyszłości” – mówi. Po programach do Joanny Najfeld podchodzą techniczni pracownicy telewizji. Mówią: dziękuję, że pani to powiedziała, że miała pani odwagę. Najfeld odpowiada, że ona też się boi, ale jeśli wszyscy będziemy milczeć, będzie coraz gorzej. – Ja mówię po to, żeby inni też odważyli się coś powiedzieć. Ale nie będę dożywotnio mówić w ich imieniu. Czuję się zmęczona, już odmawiam udziału w niektórych programach. Chciałabym rodzić dzieci i gotować zupę pomidorową. Choć w sumie mam teraz to, o co prosiłam. Może pojadę do kościoła Mariackiego w Krakowie tę świeczkę zgasić? – śmieje się.
Więzienie za słowa
Najfeld uważa się za feministkę, ale w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Bo pierwotny ruch kobiecy sprzeciwiał się opresji mężczyzn pod postacią przymuszania do aborcji. Reprezentantkę tego pierwotnego feminizmu próbują dzisiaj wsadzić do więzienia feministki lewicowe, związane z biznesem aborcyjnym i antykoncepcyjnym. Wanda Nowicka pozwała Joannę Najfeld za słowa: „Organizacja pani Nowickiej jest częścią międzynarodowego koncernu, największego w ogóle, providerów aborcji i antykoncepcji. Pani po prostu jest na liście płac tego przemysłu”. Jeśli na podstawie kruczków prawnych lewicowe feministki doprowadzą do skazania Joanny Najfeld, i tak nie zmieni to prawdy, że korzystają z finansowego wsparcia tego biznesu. Zapewne niechcący przyznała to nawet czołowa polska feministka Kazimiera Szczuka. W lutym, w wywiadzie dla pisma „Slajd – magazyn młodej kultury”, żaliła się, że feministki są finansowane „tylko” przez przemysł antykoncepcyjny: „...feministki, w odróżnieniu od ekologów, nie mogą dogadać się z jakimś dużym biznesem, który da nam pieniądze na naszą działalność, a my w zamian będziemy głosić idee, które będą rozkręcały biznes. Poza producentami prezerwatyw albo pigułek antykoncepcyjnych”. Joanna Najfeld założyła stronę internetową: www.mamproces.pl. Przypomniała tam, że w Katowicach toczy się już podobny proces przeciw naczelnemu „Gościa Niedzielnego” ks. Markowi Gancarczykowi, za nazywanie aborcji zabójstwem. Wytoczyła go Alicja Tysiąc, związana właśnie z Wandą Nowicką i grupą jej prawników. Nasz naczelny ma jednak „tylko” proces cywilny o odszkodowanie, a Joanna Najfeld w razie przegrania procesu karnego może pójść do więzienia. „Lewica rozpaliła stosy. Przynajmniej już widać, o co im tak naprawdę chodzi” – napisała Najfeld na stronie www.mamproces.pl. Prosi na niej o modlitwę.
Przemysław Kucharczak
za goscniedzielny.wiara.pl
sobota, 25 lipca 2009
niedziela, 19 lipca 2009
piątek, 17 lipca 2009
Hardkor 44
Prace nad pełnometrażowym filmem o Powstaniu Warszawskim „HARDKOR 44” rozpoczęte. Tomek Bagiński, twórca nominowanej do Oscara „Katedry”, przygotowuje wraz ze studiem Platige Image na zlecenie Muzeum Powstania Warszawskiego film, który zostanie zrealizowany w technice w jakiej powstawały ekranizacje słynnych komiksów „300” oraz „Sin City”. Wystąpią w nim prawdziwi aktorzy, a świat filmowy zostanie stworzony przy pomocy technik komputerowych.
W dziejach polskiego kina powstało wiele wybitnych filmów dotyczących Powstania Warszawskiego. Wciąż jednak brakuje wielkiej historycznej epopei, która mogłaby podbić serca widzów na całym świecie, przenosząc tym samym historię Powstania Warszawskiego
z wymiaru lokalnego w globalny.
Jesteśmy przekonani, że wielkie wydarzenia historyczne, takie jak Powstanie Warszawskie, wymagają wyjątkowego ujęcia oraz dotarcia do szerokich rzesz odbiorców. Oba te warunki spełnia kultura masowa, w której najbardziej nośną platformą pozostaje kino – powiedział Jan Ołdakowski, Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Projekt „HARDKOR 44” Tomka Bagińskiego i firmy Platige Image zawiera wszystkie elementy niezbędne do stworzenia wielowymiarowej, wartkiej i poruszającej do głębi produkcji filmowej. Doświadczenie i dotychczasowy dorobek Muzeum Powstania Warszawskiego w połączeniu z dokonaniami reżysera i jego współpracowników gwarantują powodzenie tego wyjątkowego projektu – powiedział Piotr Śliwowski, koordynator projektu „HARDKOR 44” ze strony Muzeum Powstania Warszawskiego.
W filmie „HARDKOR 44” Powstańcy będą piękni, uśmiechnięci, uzbrojeni w różne rodzaje broni, dziewczęta młode i odważne. Wszyscy mają przypominać bohaterów z amerykańskich komiksów. Niemcy walczący z Powstańcami to postacie przypominające cyborgi
i wynaturzone potwory-roboty. Dzięki animacji komputerowej uda się stworzyć opowieść
z niezwykłymi efektami specjalnymi, która zainteresuje młodego odbiorcę. W Polsce nikt jeszcze nie próbował zrobić takiego filmu. „HARDKOR 44” będzie nowoczesną, skrojoną wedle wzorców zachodnich opowieścią o polskich bohaterach. Już na tym etapie prac mamy świadomość, że powstaje fantastyczna, pod każdym względem, historia - powiedzieli Tobiasz Piątkowski i Łukasz Orbitowski, autorzy scenariusza.
Od kilku lat obserwujemy renesans wielkiego epickiego kina historycznego, czego najlepszym przykładem są takie produkcje jak ,,Hannibal’’, ,,Gladiator’’ czy ,,Troja’’. Co więcej, nowoczesne kino historyczne wyznacza nowatorskie trendy w sztuce filmowej, czego przykładem jest filmu ,,300’’ Zacka Snydera, łączący tradycyjną grę aktorską z animacją komputerową. Wolność, poświęcenie, walka dobra ze złem są uniwersalnymi tropami, zrozumiałymi dla odbiorców w każdej części świata. Należy tylko do nich dotrzeć - powiedział Jan Ołdakowski, Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
KILKA SŁÓW O PRODUKCJI:
Tomek Bagiński, reżyser:
Powstanie Warszawskie to temat przez filmowców niedotykany od lat, choć rozmaite projekty również od dawna były wielokrotnie zapowiadane. Potencjał filmowy tego wydarzenia jest ogromny, i szkoda, że ciągle niewykorzystany. Liczę na to, że wcześniej czy później produkcja podnosząca temat Powstania dojdzie do skutku, ale w międzyczasie chciałem się podzielić projektem, który też o ten temat zahacza, jednak w sposób nieco nietypowy.
Od wielu lat chodzę z myślą o zupełnie innym niż te tradycyjnie przyjęte, sposobie filmowania i opowiadania ważnych wydarzeń z historii Polski. W szczególności Powstania Warszawskiego. Sposobie mogącym zainteresować nie tylko widza polskiego, ale spokojnie „broniącego się” też w skali świata. To jest polskie lądowanie w Normandii, nalot Drezna
i Pearl Harbor w jednym. Fantastyczne, filmowe historie mające szanse uwieść widza
z każdego miejsca na ziemi.
Mam gdzieś przekonanie, że współczesna widownia jest otwarta na nowe pomysły i ostatnie lata przyniosły nam na to parę dowodów. Chciałbym podejść do opowieści z Powstania Warszawskiego zupełnie inaczej niż zostaliśmy przyzwyczajeni. Nie na kolanach, chyląc głowę przed ofiarami i smutnym polskim losem. Nie w brudzie, pokazując beznadzieję zrywu
i ponure śmierci młodych Polaków w kanałach i wypalonych piwnicach. Chciałbym podejść do tego tak jakbym opowiadał pewną mitologię, trochę odrealniony świat archetypów. Chciałbym przybliżyć tamten świat dzisiejszym rówieśnikom Powstańców. Chłopakom
i dziewczynom wychowanym na prostych filmach o superbohaterach, komiksach
i rozbudowanych grach komputerowych. Prosto. Komiksowo. Niczym z gry komputerowej.
Jarosław Sawko, prezes Platige Image:
Produkcja tego filmu to ogromne wyzwanie dla naszego studia, jednak nasze dwunastoletnie doświadczenie w realizacji efektów specjalnych zarówno na potrzeby produkcji reklamowych jak i fabularnych oraz wyprodukowanie niemałej liczby filmów animowanych pozwala nam na śmiałe zmierzenie się z tego rodzaju przedsięwzięciem. Cieszy nas to, iż film realizowany jest wspólnie z Muzeum Powstania Warszawskiego, których otwartość oraz wsparcie gwarantuje powodzenie temu projektowi.
Marcin Kobylecki, producent wykonawczy w studiu Platige Image:
W ciągu najbliższych miesięcy planujemy ukończenie scenariusza oraz zamkniecie warstwy wizualnej projektu, nad którą czuwa Jakub Jabłoński. Planujemy ukończenie filmu na rok 2012.
Jakub Jabłoński, art director:
„HARDKOR 44” to specyficzny popkulturowy melanż. Mieszając naszą własną historię ze stylistyką mocnego komiksu, posypując szczyptą wizji znanych z nowoczesnych gier komputerowych i wkładając do garnka zwanego filmem akcji chcemy ugotować bohaterski mit. Mit o Powstaniu Warszawskim, jakiego jeszcze nie było, taki, który zawładnie wyobraźnią widzów nie tylko w kraju i sprowokuje do własnych historycznych poszukiwań.
FRAGMENT SCENARIUSZA:
Schyłek lata 1944. Warszawa jest częściowo opanowana przez Powstańców, Niemcy przegrupowują się. Na rozkaz najwyższych władz do miasta skierowany zostaje doborowy, eksperymentalny oddział słynącego z okrucieństwa Wagnera. Oszpecony SS-man ma za zadanie nie tylko zgnieść opór Polaków, ale przede wszystkim uczynić z zagłady Stolicy przykład dla innych okupowanych przez Rzeszę krajów. Tymczasem w ogarniętym chaosem mieście pojawia się Arnold – były żołnierz, który w niejasnych okolicznościach zniknął po kampanii wrześniowej. Kompletuje on ekipę nietypowych specjalistów- są to przestępcy
i outsiderzy, a nawet kolaboranci. Razem z nimi planuje brawurową akcję, w której stawką są łupy wojenne należące do samego Wangera.
W rzeczywistości gra idzie o najwyższą stawkę, a niebezpieczeństwo jest ogromne. Wanger sprowadził do Warszawy eksperymentalny oddział cyborgów bojowych, osławione wunderwaffe zdolne do zmiażdżenia Warszawy i odwrócenia losów wojny. Morderczo precyzyjne maszyny inicjują nierówną grę z powstańcami. Cel Wangera jest prosty: zrównać miasto z ziemią.
Ludzie Arnolda nie spodziewają się starcia z takim przeciwnikiem, zarazem - są jedynymi, którzy są w stanie takie starcie przetrzymać i przejąć inicjatywę. Pod gradem kul, podczas starcia z nieludzkim wrogiem zweryfikują prawdę o sobie…
„Himmler przysłał mnie tu, żebym stworzył symbol. Wypalę to miasto do fundamentów i każę zaorać, jak Rzymianie Kartaginę. Wyrosną tu drzewa, ptaki uwiją gniazda, wrócą stada jeleni. I wilki.”
Oskar Wanger
Oberfuehrer SS
INFORMACJE O PRODUCENCIE:
Platige Image (www.platige.com) jest czołowym i wielokrotnie nagradzanym, studiem postprodukcyjnym w Polsce. Specjalizuje się w tworzeniu grafiki komputerowej, animacji 3D, realizacjach cyfrowych efektów specjalnych oraz kompozycji obrazu na potrzeby produkcji reklamowych i fabularnych. Na swoim koncie ma realizację reklam telewizyjnych, czołówek programów i teledyski. Studio jest zaangażowane w produkcję filmów animowanych.
Studio Platige Image zrealizowało nominowany do Oskara film „Katedra" Tomka Bagińskiego oraz „Sztukę spadania", zdobywcę nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej
i Telewizyjnej (BAFTA) a także najnowszy film reżysera pt. „Kinematograf". Firma Platige Image zrealizowała materiały filmowe na potrzeby gry „Wiedźmin", której producentem jest firma CD Projekt Red.
Studio poszerza swoją działalność tworząc projekty specjalne. Do ostatnich należą wizualizacja koncertu Krzysztofa Pendereckiego „Siedem Bram Jerozolimy", wieńczącego jubileusz 75-lecia światowej sławy kompozytora jak również wizualizacja baletu „Tristan" w reżyserii Krzysztofa Pastora.
INFORMACJA O KOPRODUCENCIE:
Muzeum Powstania Warszawskiego (www.1944.pl)
Muzeum Powstania Warszawskiego zostało otwarte w 60-tą rocznicę wybuchu Powstania. Mieści się w dawnej elektrowni tramwajowej, zabytku architektury przemysłowej z początku XX w., u zbiegu ulic Przyokopowej i Grzybowskiej na Woli. O lokalizacji zdecydował prezydent Warszawy Lech Kaczyński w lipcu 2003 roku. Postanowił także, że Muzeum ma być gotowe w ciągu roku i mianował pełnomocnika prezydenta ds. budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, którym został Jan Ołdakowski, obecny dyrektor instytucji.
Muzeum Powstania Warszawskiego przywiązuje dużą wagę do promowania i pokazywania historii w sposób nowoczesny, z wykorzystaniem technik multimedialnych. Działalność artystyczna Muzeum przybiera rozmaite formy - organizujemy wydarzenia kulturalne, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem Warszawiaków, a przede wszystkim przedstawicieli młodego pokolenia. Muzeum oraz Instytut Stefana Starzyńskiego, oddział Muzeum, organizuje wykłady architektoniczne, pokazy filmowe, przedstawienia teatralne, konkursy na komiks, koncerty, różnorodne warsztaty dla młodzieży, a także spotkania muzyczne czy gry miejskie.
hardkor44.pl