wtorek, 1 grudnia 2009
Koncert zespołu De Press
wtorek, 24 listopada 2009
IRYDION do GAZETY WYBORCZEJ: Harłukowicz, przestań Pan pi…ć* głupoty! (list otwarty)
Rozumiemy, że tropisz Pan faszyzm skutecznie niczym świnia trufle, lecz największej nawet świni zdarza się czasami pomylić truflę ze zwykłym kozim bobkiem, a Pan w artykule “Koncert głupoty w Dniu Niepodległości” z dnia 20.11.2009 takowych nasadziłeś o wiele za wiele, nawet jak na dziennikarza Gazety Wyborczej przystało.
Nie wiemy czy to zwykłe lenistwo czy też niezwykłe warcholstwo kazały Panu, Panie Harłukowicz, nastrzelać sobie tyle dziennikarskich baboli – nawet jeśli myślałeś Pan, że nikt tego nie zauważy. Problem w tym, że myśmy jednakowoż zauważyli na przykład, że:
a. na koncercie o którym Pan piszesz – NIE BYŁEŚ. Nasmarowałeś Pan artykuł na pół strony z wydarzenia na które nie raczyłeś się pofatygować,
b. nie tylko Pan tam nie byłeś. NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ ŚWIADKÓW jak było – w artykule nie ma żadnego cytatu, nie ma też żadnego nazwiska świadków tego dramatycznego zdarzenia.
Czyli jednak z pisanki z czapy…
c. nie tylko nie pytałeś świadków – NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ NAS, czyli tej drugiej strony, o pogląd na sprawę (wiesz Pan, jest takie coś jak internet, jest to strasznie duże i my tam jesteśmy)
d. nie tylko nas nie zapytałeś o zdanie. NIE ZAPYTAŁEŚ TEŻ O ZGODĘ NA PUBLIKACJĘ AUTORA ZDJĘCIA, którego użyłeś w swoim artykule (u nas na dzielni mówią o takich sytuacjach: “się nie bał i zaj….”)
e. nie tylko skrojono bezczelnie zdjęcie (Pan, żeś się pod tym podpisał, więc do Pana pijemy), ale jeszcze USUNIĘTO Z NIEGO LOGO AUTORA i podpisano jako swoje czyli gazetowe. To jest nie tylko durne. To będzie kosztowało.
f. w dodatku, cała operacja zajęła Ci, Panie Harłukowicz, aż 9 dni… Czyli pewnie znowu nie miałeś uczciwego tematu na kolegium redakcyjnym i musiałeś szybciutko odgrzać jakiegoś nieświeżego, acz efektownego kotleta…
A że nazizm to temat taki nośny…
To już nawet nie są braki w Pana warsztacie dziennikarskim, Panie Harłukowicz – toż to ZWYKŁY BURDEL W DZIENNIKARSKIM CHLEWIE.
Pomijamy już Pana godną podziwu bezczelność we wciskaniu ludziom kitu (Simon Mol wciskał niewinnym dziewuchom ciemnotę z podobnym zacięciem), ale fakty wskazujące na to, żeś Pan, Panie Harłukowicz jak tabaka w rogu jeśli chodzi o poruszoną materię, wymagają wyprostowania, tak jak Pan iluminacji. Cóż, ignorancja – nawet ta o znamionach głupoty – rzecz ludzka, więc prostujemy:
1. White Fist czyli kapela z którą Pańskim zdaniem “często gramy” przestał grać 4 lata temu,
2. Odwet 88 czyli kapela z którą Pańskim zdaniem równie “często gramy” przestał grać 5 lat temu. Zagraliśmy z nimi JEDEN koncert – czyli jednak raczej dość “nieczęsto”,
3. z wymienionego w artykule Tomka K. taki neonazista, jak z Pana: Człowiek Roztropności Wielkiej. Nikt normalny przecież tak nie powie, acz czasem owszem, zdarzy się idiota. Dalsze subtelności w kwestii chamskiego stygmatyzowania ludzi wytłumaczy Panu Sąd,
4. Mazurka Dąbrowskiego na koncercie odśpiewaliśmy MY wraz z całą publicznością (jakbyś Pan ruszył z domu cztery litery i się pofatygował, to byś wiedział i bzdur nie pisał).
5. Zarzuty typu: “grali koncert z kimś, kto śpiewał w piosence, że…” są adekwatne do logiki wywodu z którego, rodzą się takie oto pytania:
- a lubisz Pan baraszkować z 13-letnimi dziewczynkami z ośrodka wychowawczego? No, bo pracujesz Pan w tej samej gazecie w której pracował niejaki Tomasz Z., a mu się zdarzyło, co nie? (chętnie przypomnę całą sprawę!)
- a używałeś Pan kiedyś narkotyków? Bo przecież niejakiego Macieja M. z Pańskiej redakcji policja onegdaj za to właśnie przydybała, co nie?
Myśli Pan, że byłoby uczciwe, żeby rzucić zarzut o Pana ewentualne pedofilsko-narkomańskie powiązania? Otóż, my całymi swymi serduszkami oraz śledzionami uważamy, że nie.
Jest to też trochę dramat z tragifarsą, że onegdaj w rankingu na dziennikarza regionu byłeś Pan drugi. To pokazuje, że albo poziom dolnośląskiego dziennikarstwa jest tak niski, albo że jury też nie jest nieomylne, albo…. że się Panu pogorszyło dopiero całkiem niedawno.
Problem jednak w tym, że Pana zapewne zmasturbowane tym faktem ego, Panie Harłukowicz, strasznie głupio Panu podpowiada, że skoroś PRAWIE wygrał, to już Pan nic nie musisz: nie musisz Pan badać sprawy, żeby o niej napisać. Nie musisz Pan pytać o zdanie drugiej strony. Nie musisz Pan pytać autora zdjęć o zgodę na ich wykorzystanie. Pan jesteś już jak ekspert, co to już nawet myśleć nie musi – on po prostu wie. I może pisać artykuły z wydarzeń na których nie bywa, bo ciemny lud i tak to kupi. A widzisz Pan – u nas na wsi ludzie nie kupili…
My za to serdecznie zapraszamy na nasz następny koncert. Nie będziesz Pan wtedy musiał pisać bzdur z czapki, tylko będziesz miał Pan własny, uczciwy i rzetelny pogląd na sprawę.
Z autopsji.
Wierzymy jednakowoż, że z Pana jest uczciwy człowiek, choć na razie Pan to głęboko ukrywa. Pomodliliśmy się nawet o to, żeby Pan wygrał coś na jakiejś paraolimpiadzie, to by Panu to światopoglądowe zaparcie nieco zeszło. Zmówiliśmy już za to 88 zdrowasiek, a to jeszcze nie koniec.
A w sprawie Pańskich pieszczot analnych, o których Pan tak fantazjujesz… przestań Pan wreszcie marzyć i weź się do porządnej roboty, bo na razie jak widać, że ino kiełbie we łbie.
żegnamy serdecznie gestem szerokim!
Dawid Mańkowski
Kuba Dwornik
Andrzej Kędra
Krzysztof Majecki
i
krzysztof kubik
(nieślubny ojciec być może i żenującej, ale za to jakże wesołej kapeli IRYDION)
p.s. A na koniec, zamiast fraszki Panie Harłukowicz, ponieważ lubi Pan takie rozkminki szyfrowe, to śpieszę poinformować, iż czasami do swojej nazwy dodajemy taki o to rebusik:
IRYDION 3-8-21-4-Panu Redaktorowi! (proszę nie używać polskich znaków diakrytycznych)
Niezła kabała, co? :)
Za mw.org.pl
sobota, 31 października 2009
sobota, 10 października 2009
Ludzie twardzi jak stal
ZJ był organizacją zbrojną narodowo-radykalnej Grupy Szańca (ONR). To dzięki ZJ i jego zjednoczeniu się z innymi grupami konspiracyjnymi, we wrześniu 1942 r. powstały Narodowe Siły Zbrojne, które aż do lat 50 XX wieku prowadziły walkę zbrojną o niepodległość Polski.
W związku z rocznicą 17 października (sobota) 2009 r. odbędzie się w Warszawie konferencja na temat narodowo-radykalnego oporu zbrojnego w okresie niemiecko-sowieckiej okupacji Polski. Patronem medialnym konferencji jest magazyn Phalanx.PL
Program konferencji:
- otwarcie konferencji (Artur Zawisza, prezes Zarządu Głównego ZŻ NSZ).
- "Stanisław Jeute i wywiad Zachód Związku Jaszczurczego" (Michał Gruszczyński, Warszawa).
- "Od Stronnictwa Wielkiej Polski do Armii Polskiej. Narodowo-radykalni w Wielkopolsce 1934-1949". Referat z prezentacją multimedialną. (Rafał Sierchuła, Poznań).
- „Działalność antykomunistyczna NSZ pod okupacją niemiecką w latach 1942-1945" (Sebastian Bojemski, Warszawa).
- "Wspomnienie o warszawskiej konspiracji ZJ" (Zbigniew Kuciewicz, wiceprezes Zarządu Głównego ZŻ NSZ).
- Prezentacja projektu „Historia „Roja”, czyli w ziemi lepiej słychać” (Jerzy Zalewski, Warszawa).
Miejsce: Warszawa, budynek Naczelnej Organizacji Technicznej, ul. Czackiego3/5, od godz. 12:00
Organizatorzy: Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Młodzież Wszechpolska
za phalanx.pl
środa, 23 września 2009
De Press - Myśmy rebelianci
Tytułowi Rebelianci to żołnierze polskich podziemnych organizacji bojowych, którzy po zakończeniu wojny w roku 1945 zdecydowali nie składać broni i walczyć z drugim okupantem – Armią Czerwoną. Partyzanckie oddziały przetrwały w lasach Podlasia, Podhala i na Ziemiach Utraconych na Wileńszczyźnie i Polesiu aż do połowy lat 50, a ostatni z partyzantów zginął z bronią w ręku w październiku roku 1963.
Do tych czasów i do tych bohaterów wraca zespół De Press przypominając piosenki leśnych oddziałów. Teksty przetrwały w pamięci następnych pokoleń, muzyka napisana została na nowo. Zadziorne, melodyjne kompozycje dobrze współgrają z przekazem prostych wierszy pisanych w leśnych obozowiskach. Uparta niezgoda na brak wolności, aż do ofiary z własnego życia – takie jest przesłanie, do którego wraca na swej płycie „Myśmy rebelianci” grupa De Press.
Polsko - norweska grupa powołana została do życia w 1980 roku przez Andrzeja Dziubka, polskiego emigranta znanego w Norwegii jako Andrej Nebb.
W ciągu niemal 30 lat swej aktywności zespół wydał tuzin płyt, z których już debiutancka wydana w 1981 roku "Block to Block" uzyskała dumne miano najlepszej rockowej norweskiej płyty wszechczasów, a jeden z utworów dotarł do I miejsc niezależnej listy przebojów w Anglii.
Zespół znany jest z wysoce energetycznych koncertów, w czasie których wykorzystuje niecodzienne instrumentarium jak piła tarczowa czy stalowe beczki. Charakterystyczny mocny głos Andrzeja Dziubka, punkowy pazur i podhalańska nuta dają w sumie niepowtarzalną jakość.
Jeśli chcesz dostać zaproszenie na koncert wyślij swoje zgłoszenie na rebelianci@1944.pl, podając imię, nazwisko i datę urodzenia każdej zgłaszanej osoby oraz kontakt do siebie.
Wstęp tylko po rejestracji! Liczba miejsc ograniczona.
Kontakt 22 539 79 25 (od poniedziałku do piątku w godz. 8:30-16:30)
za 1944.pl
Więcej informacji
czwartek, 27 sierpnia 2009
II śląskie eNDorado
Start:
12 września 2009
Kino: 12:30
Koncert: 17:00
Miejsce:
Kino Światowid - ul. 3 maja 7
Klub "Kultowa" - pl. Miarki 6
Katowice
Cena: 10 zł.
Rezerwacje: slaskie.endorado@o2.pl
Organizatorzy: Fundacja Inicjatyw Lokalnych "Optima", Stowarzyszenie "Endecja.pl"
Patronat honorowy: Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
Patroni medialni: TVP Katowice, Mysl.pl, Phalanx.pl, Polityka Narodowa
PLAKAT
niedziela, 16 sierpnia 2009
Węgierska Wyspa Wolności
Festiwal odbywał się w dużym ośrodku rekreacyjnym. Spora część uczestników mieszkała na miejscu w domkach campingowych lub w namiotach. O popularności festiwalu świadczyć może fakt, że po naszym przyjeździe okazało się, że nie można już kupić karnetów, gdyż ... zabrakło specjalnych, czarnych opasek-biletów zakładanych na nadgarstek.
Na terenie ośrodka znajdował się duży namiot, w którym w ciągu dnia odbywały się wykłady o tematyce historyczno-politycznej a wieczorami koncerty. Miłośnicy X-muzy mogli w specjalnym namiocie oglądać filmy (puszczano m.in. „Katyń” A. Wajdy), a fani muzyki tożsamościowej uzupełnić swoje zbiory płytowe w licznych stoiskach z płytami. A jest w czym wybierać: na festiwalu wystąpiło kilkadziesiąt grup, które mają już niemały dorobek.
Ci, którzy preferowali bardziej aktywne formy spędzania czasu mogli (przy aktywnej pomocy ze strony członków bractw rycerskich) nauczyć się strzelania z łuku, spróbować swoich sił w rzucie dzidą (bojową) lub rozegrać mecz piłki nożnej.
Najważniejsze były jednak rozmowy i dyskusje – bo Magyar Sziget to przede wszystkim miejsce spotkania Węgrów mieszkających nierzadko poza granicami Węgier: na Słowacji, w Serbii i Rumunii.
Wszyscy ci, którzy nie uczestniczyli w festiwalu bezpośrednio, mogli śledzić jego przebieg dzięki transmisjom prowadzonym przez dziennikarzy internetowego radia „Szent Korona Radio” (www.szentkoronaradio.com).
W tym roku na Magyar Sziget pojawiło się sporo delegacji z zagranicznych organizacji narodowych. Oprócz naszej, polskiej grupy były więc liczne reprezentacje z Hiszpanii i Belgii a także z Chorwacji, Anglii i Alzacji (autonomiści). Z uwagi na to, organizatorzy zdecydowali o zorganizowaniu konferencji, na której przedstawiciele delegacji narodowych mogli przedstawić Węgrom swoje organizacje oraz cele i metody działania.
Trzeba podkreślić to, że jako Polacy, spotykaliśmy się z wieloma wyrazami sympatii ze strony Węgrów. Na terenie festiwalu chodziliśmy z polskimi flagami – widząc je, młodzi Węgrzy pozdrawiali nas i podchodzili żeby nas bliżej poznać. Najsympatyczniejsze były momenty, kiedy łamaną polszczyzną (!) mówili nam słynne przysłowie „Polak, Węgier dwa bratanki...” - pokazując, że przyjaźń pomiędzy naszymi narodami jest wciąż żywa.
Wnioski? W Polsce brakuje takiego festiwalu jak Magyar Sziget – autentycznego festiwalu dumy narodowej. Nie nachalnego, nie sztywnego rodem z akademii „ku czci”, ale takiego, na którym młodzi patrioci mogliby się spotkać i wspólnie bawić. Wydaję się, że do tego niezbędne jest ponowne nauczenie się przez Polaków przezywania swojej polskości i odnalezienie drogi do nowoczesnego rozumienia swojego patriotyzmu. Węgrzy tę drogę odnaleźli. Teraz czas na Polaków...
za phalanx.plponiedziałek, 10 sierpnia 2009
Koncert Irydionu i Legionu odwołany...
Tomasz J. Kostyła poinformował nas jednak, że impreza nie dojdzie do skutku. Co mówią na ten temat organizatorzy?
Impreza miała się odbyć, ponieważ w ostatniej chwili na szczeblu Gminy Fajsławice w procesie decyzyjnym, w związku z wpływowymi działaniami, najprawdopodobniej lewicowych aktywistów, odbywających staż w urzędzie gminy, wójt wycofał się z udzielenia zgody na planowany przez nas patriotyczny koncert upamiętniający rocznicę bitwy z zaborcą rosyjskim. Informację tą otrzymaliśmy dosłownie w ostatnich dniach.
za konserwatyzm.pl
Słowiański Mit o Stworzeniu Świata już na płycie CD
Percival i Radbor z dumą przedstawiają projekt: SŁOWIAŃSKI MIT O STWORZENIU ŚWIATA...
...odpowiedź na pytanie dotyczące źródeł kultury i dziedzictwa ludów słowiańskich...
...zwieńczenie spektaklu prezentowanego na XIV Festiwalu Słowian i Wikingów WOLIN...
...stworzoną z mitów, tropów, podań i baśni muzyczną opowieść przedstawiająca kosmogonię pogańskich Słowian...
Premiera płyty miała miejsce 1 sierpnia 2009 na XV Festiwalu Słowian i Wikingów WOLIN.
Więcej informacji pod adresem myspace.com/slowianskimit
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Irydion - wywiad
MM: Prosiłbym o kilka słów na temat historii zespołu: skad jesteście, jak powstała grupa, co do tej pory robiliście - mam na myśli działalność zarówno jeśli chodzi o muzykę, ale też aktywność w innych obszarach.
KKK: Dawno, dawno temu w małej wiosce o wdzięcznej nazwie Brzeg, który na skraju Opolszczyzny i Dolnego Śląska leży błękitną wstęgą Odry malowniczo opasany, przyszedł na świat syn Wielkiego Amfilocha, któremu Irydion na imię dano. Miał on jednakowoż tak naprawdę ojców trzech - czyli Braci Kubików i Kędziora, którzy znienacka oraz z nadmiaru hormonów przypadkowo poznali Matkę swego dziecka czyli Nieprzepartą Potrzebę Powiedzenia Światu, co o Nim Myślą.
Irydion wcześniej miał kilkanaście innych imion, ale w końcu wybór padł na tytułową postać dramatu Zygmunta Krasińskiego, a to ze względu na charakter, sytuację oraz wybory, jakich dokonał (zachęcamy do lektury!) i na literkę „o“ w nazwie, która umożliwiła nam wpisywanie w nią krzyżyka, tak żebyśmy wyglądali na takich strasznych załogantów. Okres młodzieńczy Irydiona to dobrych kilka lat walki z instrumentami w kameralnym gronie kumpli i przyjaciół z rodzinnej wichury, którzy niczym gąbka wchłaniali każdą ilość masowej produkcji hitów jedynej narodowej kapeli w gminie.
Potem nastał czas ciężki, kiedy to Irydion musiał stać się prawdziwym mężczyzną, a dramatycznym symbolem tej przemiany była tragiczna śmierć jednego z Braci. To wydarzenie odcisnęło piętno na życiowym szlaku młodej kapeli, która z dnia na dzień stanęła twarzą w twarz z tajemnicą życia i goryczą śmierci. Na szczęście dobrzy ludzie (Karol – ONR Częstochowa – jak zawsze: pamiętamy i dziękujemy!) uwierzyli, zaczęły się koncerty i.... z małymi przerwami – trwają do dziś.
MM: Wasza pierwsza płyta to świetny narodowy hard rock, ale różnicie się od podobnych wam grup. Nie śpiewacie utworów w stylu Twierdzy, idziecie w stronę brzmienia bardziej agresywnego, ale nie kopiujecie niczyjego stylu - wypracowaliście własny, co szczególnie widać w tekstach. Proszę o komentarz.
KKK: W muzyce jest 8 dźwięków. Reszta to wariacje na temat. Na 7 miliardów ludzi – milczących jest niewielki procent, reszta śpiewa przy goleniu, gotowaniu, w „Jaka to melodia“ lub Carnegie Hall. A to oznacza, że... wszystko już było i nic nowego być już nie może. Takie są realia.
Ale realne jest też to, że MY jeszcze nie wyczerpaliśmy wszystkich kombinacji tych ośmiu dźwięków i dopóki tego nie zrobimy – będziemy grali. Czy zdarza się nam kopiować? Oczywiście, że tak. Czerpiemy pełnymi garściami z dorobku NAJRÓŻNIEJSZYCH autorów. Ale nigdy też nie udajemy, że pożyczony pomysł jest nasz. Ale istnieje też druga strona medalu: w swoim życiu przesłuchaliśmy tysiące czy dziesiątki tysięcy utworów, a więc trudno mówić tu o czymś takim jak muzyczna tabula rasa naszych umysłów. Pewne rzeczy znamy, pamiętamy, a pewnych -z różnych względów - nie jesteśmy świadomi. Dlatego też, czasami gdy komponujemy jakiś utwór i jesteśmy święcie przekonani, że to nasza własna inwencja twórcza, okazuje się, że: to jest trochę podobne do tego, ten riff jakby przypomina tamto, a tu w tekście jest zwrot taki-to-a-taki, którego użył ten-a-ten w roku takim-to-a-takim. I co wtedy? Wtedy jedziemy z koksem: poprawiamy, przerabiamy i walczymy z tematem, o ile... nie został już nagrany. Bo wtedy nie pozostaje nam nic innego jak tylko: sorry, chcieliśmy dobrze... i robić swoje. Muzyka to twór żywy i nikt tu nie ma monopolu na wieczną oryginalność.
MM: Czy macie jakieś muzyczne wzory?
KKK: Tu pewnie powinien nastąpić spis wszystkich kapel ruchu narodowego, które powinny mieć wpływ na naszą muzykę, ale... nie będzie. A to dlatego, że Irydion to kwintet całkowicie rożnych osobowości i preferencji muzycznych. Kędzior jest fanem heavy metalu, Maniek szuka ukojenia duszy w psychodelicznych klimatach Toola et consortes, Kubek jest fanem klimatów funky – reagge, Kris rocka progresywnego, a ja jako były radiowiec mam w swej płytotece od muzyki barokowej, przez klasykę jazzu, bluesa, southern rocka, po deathmetalowe mioty naćpanych satanistów. A wzory? Chcemy grać tak długo jak Maryla Rodowicz, na poziomie Pink Floyd, z energią Rage Against The Machine, miażdżyć jak Soulfly, pisać teksty jak Kaczmarski i zarabiać jak Ich Troje I jeszcze, żebyśmy mieli muskulaturę jak Danzig, to też by było miło.
MM: Jak oceniacie odbiór muzyki, którą tworzycie wy i inne wam podobne kapele? Wydaje się, że popyt jest spory, o czym dowodzi choćby ilość płyt sprzedanych przez Legion.
KKK: Jako kapela, która wydała zaledwe JEDNĄ płytę i to 6 lat temu i która miała kiluletnią przerwę w jakiejkolwiek działalności uważamy, iż... nie ma powodów do narzekań. Ludzie pamiętają, ludzie doceniają, ludzie wciąż chcą – a my gramy właśnie dla ludzi! O tym czy jest popyt na taką muzykę, dowiemy się już niebawem, bo o ile zupełnie nie wiemy ile sprzedało się kaset i płyt „CREDO“ (mamy niejasne, niepotwierdzone informacje o okolicach tysiąca sztuk) to jeśli chodzi o nasz drugi albm „44!“, który będzie miał premerę zaraz po wakacjach – wydajemy się sami i będziemy wiedzieli dokładnie ile osób zechce zainwestować te kilka złotych w naszą twórczość.
Oczywiście wiemy też, że istnieje coś takiego jak internet, programy P2P, etc., więc nie mamy zbyt wielkich złudzeń co do realiów rynku, ale wychodząc rzeczywistości na przeciw postanowiliśmy, że układ będzie prosty: podoba Ci się nasza muzyka, chcesz udzielić nam wsparcia – kup płytę. Jeśli nie jsteś zaangażowany, nie masz kasy, nie masz odtwarzacza CD - nie ma sprawy. Ściągnij sobie MP3 z naszej strony – wpłać dowolną kwotę jaką uznasz za stosowną albo nie płać w ogóle – bierz i słuchaj – na zdrowie! Nikt nikomu nie będzie czynił wyrzutów, nikt nikogo nie będzie nazywał złodziejem. Prawie cała płyta będzie LEGALNIE DO ŚCIĄGNIĘCIA na naszej stornie internetowej www.irydion.pl ( nie mylić proszę z irydion.org, bo jak widać Irydion nie jedną ma twarz :)
A jeśli chodzi o Legion... To kolejna ciekawa sprawa. Otóż 29 sierpnia w okolicach Lublina planowany jest koncert Irydiona i... LEGIONU właśnie. To chyba rzecz bezprecedensowa w historii tej sceny: po kilkunastu latach milczenia, powraca legenda, a my mamy zaszczyt w tym uczestniczyć. Otóż IRYDION wraz TOMKIEM KOSTYŁĄ na wokalu przygotowuje się do wspólnego, specjalnego występu obejmującego kilka nowych wersji legendarnych już utworów i premierę jednego, całkiem nowego. Pierwsze próby już za nami – wszystko wszystko układa się świetnie, i kto wie, być może to początek... ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Na razie: zapraszamy 29 sierpnia do Lublina!
MM: Wiem, że trwają już zaawansowane prace nad waszą nową płytą. Jaka ona będzie? Nawiąże stylistyką do pierwszej, czy będzie czymś nowym?
KKK: Drugi album „44!“ jest już nagrany. Wow! To wiadomość dla wszystkich tych, którzy tracili już wiarę, choć w rzeczy samej, mieli ku temu powody. Jaka to płyta? Zgodnie z zasadą: rób dobrze i mów o tym głośno, mówimy: już jest świetna, a wciąż jeszcze trwają sprawy związane z miksem i masteringiem, czyli będzie jeszcze lepiej.
Myślę, że „44!“ narobi sporo zamieszania na naszej scenie i zwyczajowo podzieli audytorium na tych, którym się spodoba i wiecznych malkontentów, ale jedno jest pewne: nie będzie to materiał wobec którego można przejść obojętnie. To będą emocje. Te kilka mozolnej lat pracy, powtarzania nagrań i szukania drogi zaowocowały tym, że nie jest to kilka prostych akordów nagranych w garażu z fałszującym wokalem, ale dojrzały materiał, który ukaże nowe oblicze Irydiona.
Mieliśmy dużo czasu i myślę, że wykorzystaliśmy go do cna. Będzie na pewno cięższa od „Credo“. Będzie całkowicie żywa, bez zbędnych elektronicznych sztuczek. Utwory są maksymalnie zróżnicowane: od delikatnego flamenco, lirycznych smyczków w balladach, przez hard rocka, hardcore’a, aż po deathmetalową rzeź. W tym wypadku nie braliśmy jeńców. Jest po prostu nasza.
Różnica między wydaniem „CREDO“, a „44!“ to 6 lat. Różnica między tekstami obu płyt to ponad 10 lat. Ten okres, to różnica między kilkunastoletnim młodzieńcem szukającym własnej tożsamości, a prawie trzydziestoletnim mężczyzną, ojcem dwójki dzieci, który już parę rzeczy w życiu zrobił. Widział dobrych ludzi robiących złe rzeczy. Widział plecy odchodzących przyjaciół i widział też, kto mu pomagał, kiedy była potrzeba. Myślał nad tym, co decyduje o wartości człowieka. I dlaczego tak często na mogiłach ofiar opierają się cokoły ludzi wielkich. I, co gorsza, to, w co wierzy, musi teraz wytłumaczyć swojemu 9-letniemu synkowi. Dlatego zaczyna być ostrożny w wyborze tego, w co wierzy, bo syn zadaje bardzo trudne pytania. Ale wciąż jeszcze chce wierzyć, tylko chyba po prostu jest coraz mniej rzeczy czystych, niezbrukanych. Niesplugawionych politycznymi układami. Nieskompromitowanych przez obłudę liderów. Rzeczy nie na sprzedaż. Trochę taka to będzie płyta, ale też nie do końca, bo kryzys światopoglądowy przyszedł już po napisaniu tekstów i tak naprawdę, to co teraz czuję znajdzie swój oddźwięk na trzecim albumie Irydiona. Ale to już całkowicie inna historia...
MM: Z innej beczki: mogę zapytać o wasze poglądy polityczne?
KKK: Podobnie jak z muzyką: Irydion to wypadkowa 5 różnych osobowości i każdy z nas ma swoje przekonania. Nie wymagam od członków załogi uniformizacji światopoglądowej. Ale ogólnie: jesteśmy ideologicznie neokonserwatywni, ekonomicznie liberalni, muzycznie ekstremalnie libertariańscy :)
MM: Jak wygląda wasz stosunek do rojalizmu, czy szerzej ujętego konserwatyzmu?
KKK: Zawsze twierdziliśmy: God save the Queen! I nigdy nie odmawialiśmy toastu za zdrowie Królowej! Zwłaszcza, że jakby nie było, przez te kilka lat zdążyła wykarmić kilka polskich rodzin. Ale poważniej: ja jestem krytyczny w stosunku do demokracji w polskim wydaniu.
Nie chodzi to o nasze narodowe malkontenctwo, bo jakby nie było: żyjemy teraz w ważnym okresie Naszej Kochanej Ojczyzny. Bez bomb spadających z nieba, bez gazu na ulicach, bez strachu w domach. Ale nie można też nie zauważyć, że sprzedajemy naszego Orła w Koronie ludziom w drogich garniturach, którzy wiedzą, że jak się występuje na niebieskim tle, to ludzie chętniej dają swoje głosy. Że oddajemy suwerenność, ziemię, symbole, walutę, chyba też trochę i język czyli te rzeczy, za które kiedyś nasi ojcowie oddawali życie.
Nie, nie jestem jakimś kasandrycznym prorokiem i histerykiem, ale nie sposób niezauważyć pytania o to jaka będzie tożsamość naszych dzieci, kiedy to my zaczynamy sami z własnej woli uznawać wyższość obcego prawa, znosimy granice, przyjmujemy obcą walutę, a w pracy czekujemy status tasku naszego dżoba, bo superwajser wraz z senior –lider-menadżerem nas tak zbrifowali?
Ja wiem, że w końcu będziemy mieli ładne autostrady, jeszcze więcej McDonald‘sów i Euro 2012, ale nie jestem przekonany, czy o to właśnie chodziło naszym dziadom znad Wizny, Bzury, spod Olszynki i Racławic. Wiem, że wygodnie jest, gdy się żyje wygodnie, ale zastanawiam się jak wiele można oddać za wygodne życie. Chyba, że po prostu uznajemy, że... tamci wszyscy się mylili i ginęli przez pomyłkę. Że nie było o co walczyć. Że wtedy to był tylko zwykły odruch obronny i że granice tylko dzielą. Być może. Być może wtedy było o tyle łatwiej, że człowiek nie musiał myśleć, bo wybór jest prosty: albo strzelisz Ty, albo strzelą do Ciebie. Zapraszam wszystkich do muzeum Powstania Warszawskiego. Może to zwykła manipulacja, ale wydaje się jednak, że wtedy jakoś łatwiej było w coś wierzyć. A teraz oddajemy to wszystko za renty strukturalne i paszporty z gwiazdkami.
Do kwestii monarchistycznych podchodzę dość zdroworozsądkowo. Wydaje się bowiem, iż człowiek, który całe życie jest przygotowywany do rządzenia ma większe szanse na podejmowanie mądrych decyzji, w przeciwieństwie od tych, którzy mają tylko 4 lata na naukę, bo im zostają już tylko decyzje popularne, które z mądrością zwykle mają niewiele wspólnego. A tym, którzy twierdzą, że demokracja jest taka zajefajna i nic już więcej ponadto przypominam, że demokracje już kiedyś były. Żadna nie przetrwała. Każda kończyła się tyranią. Tym razem zapewne będzie to tyrania oligarcho-technokratyczna. Władzę przejmują korporacje, co widać po karierze instytucji tzw. lobbingu politycznego. Ale tak to jest, kiedy biedny polityk ma tylko 4 lata na ustawienie siebie i rodziny...
MM: Wydaje mi się, że wyznajecie wartości chrześcijańskie, ale w odbiorze waszego przesłania namieszał mi trochę kawałek, w którym o pewnym wycinku chrześcijańskiej filozofii śpiewacie, że to nie tak, że ktoś po prostu włożył te słowa w usta Boga...
KKK: Chyba każdy musi przejść przez wiek chmurny, a durny - i w naszym przypadku zostało to okupione między innymi takimi a nie innymi deklaracjami. Oczywiście w historii ludzkości w usta rozmaitych bogów wkładano najrozmaitsze słowa, więc ten chrześcijański wcale nie jest w tej kwestii wyjątkiem, ale muszę przyznać, że teraz ten tekst i jego odbór wśród ludzi mnie nieco przeraża. W necie zobaczyłem bowiem kolejny już para-videoclip zrobiony do naszej muzyki przez anonimowego kogoś, przedstawiający sceny rzezi muzłuman podczas krucjat i komentarze spragnionych krwi spadkobierców Barbarossy, którzy deklarują chęć nawracania ogniem i mieczem w XXIw. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że internet to wspaniałe medium dla dzieci neostrady, które wypisują straszne rzeczy, bo klawiatura przyjmuje najbardziej idiotyczne deklaracje, ale oto okazuje się też, że mając dwa razy więcej lat, niż wtedy gdy powstawał ten tekst, mamy zupłnie inne poglądy na kwestie wiary, religii i wiele innych rzeczy. Już nie chcemy pisać, że jesteśmy straszni, źli i zbijemy każdego, kto nie jest z nami. I że tylko my mamy rację i monopol na prawdę. Prawo do takich poglądów ma każdy, kto... ma właśnie 16 lat i to szanujemy. To są właśnie są prawa wieku. Dlatego też tak czekamy na nasz drugi album, bo „44!“ ma pokazać to bardziej aktualne oblicze Irydiona. Oczywiście mamy świadomość tego, iż pojawią się głosy o zejściu z raz obranej drogi, o odchyleniach, o aberracjach poglądowych, ale posiadanie w wieku lat 30 poglądów na życie 16-latka dla nas po prostu nie jest jakąś kosmiczną wartością.
MM: Dziękuję za rozmowę.
Z Krzysztofem (wokal, gitara, teksty) rozmawiał: Mariusz Matuszewski
Od redakcji: najbliższy koncert Irydiona: Lublin - Fajsławice, 29 sierpnia 2009, godz. 19.00
niedziela, 26 lipca 2009
Uciszyć Joannę
Pierwsza rozprawa przeciw Joannie Najfeld odbyła się 16 lipca. Publicystka stoi przed sądem, bo wytknęła feministkom ich finansowe powiązania z biznesem aborcyjnym i antykoncepcyjnym. Skarży ją Wanda Nowicka, szefowa feministycznej organizacji Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Federacja ta od lat walczy o pełny dostęp do aborcji. Feministki liczą, że Joannie Najfeld zamknie usta strach przed więzieniem – bo właśnie karę do dwóch lat w więzieniu za „pomówienie” przewiduje 212 paragraf kodeksu karnego, z którego Joanna Najfeld została oskarżona. Skala nienawiści, z jaką już od trzech lat odnoszą się do tej ciemnowłosej dziewczyny zwolennicy różnych lewicowych ideologii, jest szokująca. „Najfeld to fanatyczka, oszołom. Nienawidzę jej. Jak można być tak opóźnionym” – grzmi jeden z internautów na portalu stylwolny.pl. „Najfeld to wszystko co w polakach najgorsze. Gdyby się pozbyć takiego myślenia moglibyśmy wstąpić do UE z wypiętą piersią a tak trzeba się wstydzić” (pisownia oryginalna) – głosi sąsiedni wpis. Większości agresywnych wpisów towarzyszą wulgarne wyzwiska. Ktoś stworzył w Internecie fałszywego bloga pod jej nazwiskiem, żeby tylko ją ośmieszyć. Wyzwiskami obrzuciła ją publicznie posłanka SLD (a teraz już europosłanka) Joanna Senyszyn. Zamiast zmierzyć się z argumentami, które w kulturalny i spokojny sposób przedstawiła Joanna Najfeld, pani poseł Senyszyn powiedziała o niej w telewizji TVN24: „widać, że została wychowana w jaskini” i „moja niestety imienniczka, widać ma jakieś obsesje seksualne”.
Pupa pana Jacka
Joanna Najfeld zaczęła się pojawiać w mediach dopiero przed trzema laty. W telewizyjnych dyskusjach o aborcji, in vitro, homoseksualizmie, jak z rękawa cytuje naukowe dane na poparcie wizji świata zgodnej z prawem naturalnym. Osoby o lewicowych poglądach często nie potrafią sensownie odpowiedzieć na jej argumenty. Joanna Najfeld zazwyczaj mówi spokojnie, nieraz nawet z półuśmiechem. Jednak rzeczy, o których mówi, wielu ludziom wydają się bardzo ostre. Dzisiaj, gdy z głównych mediów sączy się do naszych uszu przekaz pełen politycznej poprawności, nazwanie pewnych spraw po imieniu wygląda na coś nadzwyczaj niezwykłego. Do dzisiaj więc w Internecie można zobaczyć programy, w których ta publicystka formułowała zdania szczególnie ostro. Do takich należała rozmowa w TVN 24 z działaczem homoseksualnym Jackiem Adlerem, szefem homoseksualnego portalu internetowego gaylife.pl. Ich dyskusja demaskowała, czym naprawdę jest gejowski styl życia, który Polacy, według zasad politycznej poprawności, mają zacząć tolerować.
Rozmowa zaczęła się od trzęsienia ziemi: Najfeld pokazała wydruk z profilu Adlera, na którym przedstawiał się on, pokazując swój nagi tyłek. Adler ogłaszał tam też, że pozna grupę mężczyzn i że lubi młodych, przegiętych gejów. Później temperatura w programie jeszcze się podniosła. „Homoseksualizm nie ogranicza się tylko do seksu. Ludzie żyją ze sobą po 20, po 30 lat. (...) Ja np. 8 lat jestem z moim partnerem” – bronił się Adler przed ostrymi jak brzytwa zdaniami Joanny Najfeld. „I szuka pan grup mężczyzn, jak pan napisał na swoim profilu?” – przerwała mu publicystka. „Jesteśmy tolerancyjni” – wybąkał Adler. Na koniec Najfeld odmówiła uściśnięcia Adlerowi ręki, bo po przeczytaniu jego profilu i tego, co on robi na co dzień „troszeczkę się obawiam, gdzie ta ręka wcześniej była”. Wyjaśniła, że mimo to go szanuje i będzie się za niego modlić. Ktoś komentował później w Internecie, że oglądając tę dyskusję, z wrażenia oblał się herbatą.
Gdyby Joanna Najfeld była stara albo brzydka, może jeszcze by jej wybaczono, że w telewizyjnych dyskusjach przegaduje feministki, zwolenników aborcji i gejowskich małżeństw. Jednak fakt, że tak „wsteczne” poglądy w logiczny sposób przedstawia sympatyczna dziewczyna, jest dla nich nie do zniesienia. Wytoczo-no jej proces karny.
Ksiądz z łupieżem
Jeszcze kilka lat temu w sporach przed kamerami na temat aborcji, in vitro, edukacji seksualnej w szkołach, tylko po stronie „postępowców” zasiadały eleganckie kobiety, np. Izabela Jaruga-Nowacka czy Jolanta Szymanek-Deresz. – Natomiast po stronie konserwatystów siedział zwykle jeden stary ksiądz z łupieżem na sutannie – wspomina Jan Pospieszalski, w którego programie „Warto rozmawiać” Najfeld zadebiutowała w 2006 roku. Według niego, strona konserwatywna jest w telewizji zbyt mało reprezentowana, ze względu na poglądy panujące wśród większości dziennikarskiego środowiska. – Jeśli ktoś ma czwartą żonę, trzy kochanki i dzieci z różnymi kobietami, to rozmowa z nim o normach moralnych staje się bezprzedmiotowa. Tacy dziennikarze chętnie przedstawiają spory światopoglądowe w ten sposób, że po jednej stronie jest tylko ciemny kler, a po drugiej światli, otwarci ludzie: elegancka Katarzyna Piekarska z SLD, dziewczyny z MTV z naklejonymi plastrami antykoncepcyjnymi. Pojawienie się w telewizji Joanny Najfeld, nieźle wyglądającej, wyrażającej się piękną polszczyzną, czy np. filozofa Darka Karłowicza, który broni konserwatywnych wartości, ubrany w garnitur od Armaniego i ekskluzywne buty, łamie ten stereotyp – mówi Jan Pospieszalski. Pospieszalski wspomina, jak kiedyś w telewizji, w czasie dyskusji o dyskryminacji, Najfeld błyskotliwie skomentowała biadania lewicowych publicystów nad nietolerancją Polaków: „jestem kobietą, mam żydowsko brzmiące nazwisko, jestem katoliczką. W naszym kraju czułam się dyskryminowana tylko z powodu tego, że jestem katoliczką”. – Za prezentowanie takich poglądów ona jest mocno atakowana. Dwa razy zdarzyło się, że gdy telefonicznie zapraszałem do programu bardzo znane osoby ze strony lewicowo-liberalnej, słyszałem w słuchawce skandaliczne słowa: „odmawiam przyjścia do pana programu, jeśli po przeciwnej stronie będzie ta faszystka Najfeld” – mówi.
Bałam się mówić
Skąd się wzięła w polskiej debacie publicznej publicystka, która tak irytuje osoby o lewicowych poglądach? Joanna Najfeld ma 27 lat. Nie była związana z żadnym kościelnym ruchem, tyle że co niedzielę chodziła do kościoła. Do matury nie bardzo interesowały ją aborcja, eutanazja, ani nawet kto w Polsce jest premierem. Dopiero w Poznaniu, gdzie studiowała anglistykę, jej poglądy zaczęły się krystalizować. – Anglistyka w Poznaniu jest siedliskiem feministek. Oczywiście są tam też wspaniali naukowcy. Jednak idziesz na literaturę i na pierwszych zajęciach omawiamy homoseksualną biblię, na drugich uczymy się, że Szekspir był gejem, bo np. dużo pisał o drzewie, a drzewo to symbol falliczny... Inna prowadząca rozdaje nam angielski artykuł z tezą, że Kościół katolicki krzywdzi kobiety. Mieliśmy następnie odpowiadać na pytania na podstawie tego artykułu, używając zawartych w nim argumentów. Urabiali nas ideologicznie. Czułam się tym zmolestowana na maksa, ale nie miałam odwagi, żeby zabrać na ten temat głos – wspomina. – Joanna Najfeld bała się odezwać? – dziwimy się. – Tak. Ściskało mnie w środku, więc milczałam. Tylko po powrocie do mieszkania włączałam Internet i szukałam, jaka jest prawda. Znajdowałam dane naukowe np. o homoseksualizmie na anglojęzycznych stronach. I powoli układałam to sobie w głowie – wspomina. Uczestniczyła też w dodatkowych zajęciach w Krakowie na temat religii w USA. Prowadząca dzień w dzień atakowała Kościół katolicki. – W przerwach chodziłam sobie do kościoła Mariackiego przed Najświętszy Sakrament. Modliłam się: „Panie Boże, daj mi siłę, żebym kiedyś wstała i coś powiedziała. Daj mi siłę albo mnie nie stawiaj w takiej sytuacji” – wspomina. – No i rzeczywiście, wkrótce zaczęłam coś na zajęciach przebąkiwać – mówi.
Gdyby Joanna Najfeld była stara albo brzydka, może jeszcze by jej wybaczono, że w telewizyjnych dyskusjach przegaduje feministki, zwolenników aborcji i gejowskich małżeństw. Jednak fakt, że tak „wsteczne” poglądy w logiczny sposób przedstawia sympatyczna dziewczyna, jest dla nich nie do zniesienia. Wytoczo-no jej proces karny.
Machina hamuje
Jeszcze na studiach zaczęła z kolegami przeprowadzać różne akcje społeczne. Kiedy w 2006 r. pismo „Machina” zamieściło na okładce twarz piosenkarki Madonny, wklejoną do welonu Matki Bożej Częstochowskiej, Joanna z kolegami wymyślili bojkot firm, które się w „Machinie” reklamowały. Zaproponowali, żeby internauci informowali tych reklamodawców o bojkocie w listach elektronicznych. Efekt był zaskakujący, bo Polacy tylko na to czekali, żeby ktoś taki pomysł rzucił. Ludzie codziennie wysyłali setki maili. Wkrótce z reklamowania się w „Machinie” zrezygnowały wielkie firmy Orange i Philips. Polacy zagłosowali portfelami. W związku z tą akcją Joanna Najfeld została zaproszona do „Warto rozmawiać”. A później zapraszały ją też inne stacje telewizyjne. – Kiedy jesteś takim harcownikiem jak ja, ludzie mają czasem poczucie, że do nich należysz. Jeśli rozmowa pójdzie mi gorzej, komentują: dlaczego Najfeld nie powiedziała tego i tego, dlaczego dała się przegadać? Wydaje im się, że każde moje wystąpienie musi być idealne, bo kiedyś sobie dobrze poradziłam. Najgorsze jest to, że kiedy publicystów dotykają procesy, często zostajemy sami. Tak było w przypadku Stanisława Michalkiewicza czy Wojtka Cejrowskiego, który przez lata nie umiał znaleźć pracy. Koledzy, którzy wcześniej zachwycali się jego artykułami, nagle odmawiali publikacji, tłumacząc: „nie, stary, bo jesteś teraz jakoś oznaczony, może w przyszłości” – mówi. Po programach do Joanny Najfeld podchodzą techniczni pracownicy telewizji. Mówią: dziękuję, że pani to powiedziała, że miała pani odwagę. Najfeld odpowiada, że ona też się boi, ale jeśli wszyscy będziemy milczeć, będzie coraz gorzej. – Ja mówię po to, żeby inni też odważyli się coś powiedzieć. Ale nie będę dożywotnio mówić w ich imieniu. Czuję się zmęczona, już odmawiam udziału w niektórych programach. Chciałabym rodzić dzieci i gotować zupę pomidorową. Choć w sumie mam teraz to, o co prosiłam. Może pojadę do kościoła Mariackiego w Krakowie tę świeczkę zgasić? – śmieje się.
Więzienie za słowa
Najfeld uważa się za feministkę, ale w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Bo pierwotny ruch kobiecy sprzeciwiał się opresji mężczyzn pod postacią przymuszania do aborcji. Reprezentantkę tego pierwotnego feminizmu próbują dzisiaj wsadzić do więzienia feministki lewicowe, związane z biznesem aborcyjnym i antykoncepcyjnym. Wanda Nowicka pozwała Joannę Najfeld za słowa: „Organizacja pani Nowickiej jest częścią międzynarodowego koncernu, największego w ogóle, providerów aborcji i antykoncepcji. Pani po prostu jest na liście płac tego przemysłu”. Jeśli na podstawie kruczków prawnych lewicowe feministki doprowadzą do skazania Joanny Najfeld, i tak nie zmieni to prawdy, że korzystają z finansowego wsparcia tego biznesu. Zapewne niechcący przyznała to nawet czołowa polska feministka Kazimiera Szczuka. W lutym, w wywiadzie dla pisma „Slajd – magazyn młodej kultury”, żaliła się, że feministki są finansowane „tylko” przez przemysł antykoncepcyjny: „...feministki, w odróżnieniu od ekologów, nie mogą dogadać się z jakimś dużym biznesem, który da nam pieniądze na naszą działalność, a my w zamian będziemy głosić idee, które będą rozkręcały biznes. Poza producentami prezerwatyw albo pigułek antykoncepcyjnych”. Joanna Najfeld założyła stronę internetową: www.mamproces.pl. Przypomniała tam, że w Katowicach toczy się już podobny proces przeciw naczelnemu „Gościa Niedzielnego” ks. Markowi Gancarczykowi, za nazywanie aborcji zabójstwem. Wytoczyła go Alicja Tysiąc, związana właśnie z Wandą Nowicką i grupą jej prawników. Nasz naczelny ma jednak „tylko” proces cywilny o odszkodowanie, a Joanna Najfeld w razie przegrania procesu karnego może pójść do więzienia. „Lewica rozpaliła stosy. Przynajmniej już widać, o co im tak naprawdę chodzi” – napisała Najfeld na stronie www.mamproces.pl. Prosi na niej o modlitwę.
Przemysław Kucharczak
za goscniedzielny.wiara.pl
sobota, 25 lipca 2009
sobota, 13 czerwca 2009
Zlot bratnich drużyn 2009
W tym roku minie 13 lat od podpisania porozumienia pomiędzy Świętokrzyskimi Zgrupowaniami Partyzanckimi AK „Ponury-Nurt” a Związkiem Harcerstwa Rzeczpospolitej jako kontynuatorem tradycji żołnierzy tych zgrupowań. Rok w rok, harcerki i harcerze ZHR w weekend najbliższy 16 czerwca – rocznicy śmierci Jana Piwnika „Ponurego” - przybywają, pomagają i służą podczas Uroczystości na Wykusie.
W planie zlotu między innymi:
* podróż w przeszłość szlakami komendanta Ponurego i jego żołnierzy,
* wędrówki wśród wspaniałych zakątków Gór Świętokrzyskich i Puszczy Świętokrzyskiej,
* wyśmienite przygody na harcerskim szlaku,
* turniej drużyn i patroli zlotowych,
* służba i udział w uroczystościach na Polanie Wykusowej i w Wąchocku,
* wspaniały klimat harcerski, patriotyczny i puszczański wśród ostępów leśnych, jodeł, dębów, brzóz i wybornych dojrzewających jagód...
Zapewniamy:
# transport dla cięższych bagaży przy dłuższych przemarszach, które Was czekają,
# częściowy zwrot kosztów dojazdu na Zlot dla osób z dalszych miejscowości (pod warunkiem jednak, że uda nam się zdobyć dofinansowanie - prosimy o nawiązanie kontaktu w tej sprawie),
# ciepłą strawę na obiady, gorącą herbatę oraz pieczywo do pozostałych posiłków,
# możliwość skorzystania z kantyny leśnej,
# niezapomniane wrażenia i odciski na nogach
za zhr.pl i wykus.zhr.pl
piątek, 5 czerwca 2009
Dywizjon 303 w obiektywie Arkadego Fiedlera
Wystawa, którą zorganizowała polska edycja magazynu „National Geographic”, składa się z 30 fotografii przedstawiających sceny z życia Dywizjonu 303, słynnej polskiej jednostki myśliwców biorącej udział w Bitwie o Anglię, która rozegrała się w 1940 r. między niemieckim Luftwaffe a brytyjskim Royal Air Force. Wśród nich są zdjęcia m.in. polskich pilotów, którzy startują w samolotach Hurricane do walki z niemieckim przeciwnikiem, nerwowe oczekiwanie na powracających z powietrznych potyczek kolegów, wspólne portrety na londyńskim lotnisku Northolt, które zajmowali Polacy, a także zdjęcia mechaników troszczących się o sprawność maszyn, których Fiedler nazywał szarymi korzeniami bujnych kwiatów.
Wystawa opatrzona jest komentarzami historycznymi i cytatami z książki Arkadego Fiedlera Dywizjon 303, z których można się m.in. dowiedzieć, że Dywizjon 303 wszedł do Bitwy o Anglię w ostatniej decydującej fazie i walczył przez 43 dni od 30 sierpnia do 11 października 1940 r.
Jak czytamy, w walce o niepodległość Wielkiej Brytanii uczestniczyło 144 polskich pilotów, zginęło 33, ośmiu z Dywizjonu 303.
„W obronie towarzysza gotowi byli zginąć, nie mieli żadnej wątpliwości co do tego, że pozostaną przy nim” - czytamy pod zbiorowym portretem asów myśliwskich: por. Zbigniewa Kustrzyńskiego, sierż. Mieczysława Popka, sierż. Józefa Szlagowskiego, por. Mirosława Fericia, por. Kazimierza Daszewskiego i por. Jana Zumbacha.
Jak przypomniał syn Arkadego Fiedlera, pisarz i podróżnik Marek Fiedler, w 1940 r. jego ojciec przebywał w bazie Dywizjonu 303 w Northolt, aby na polecenie gen. Sikorskiego przygotować reportaż o polskich lotnikach, walczących wówczas w Bitwie o Anglię.
- Tak powstała książka Dywizjon 303, w której wykorzystano ok. 26 fotografii - dodał.
- To są wyjątkowe zdjęcia, które zostały starannie wybrane z ok. 200 fotografii, które Fiedler wykonał przebywając na terenie bazy w Northolt. Wiele z nich jest publikowanych po raz pierwszy, a ich wartość polega m.in. na tym, że przedstawiają pozakulisowe życie polskich pilotów - powiedziała redaktor naczelna polskiej edycji magazynów „National Geographic” i „National Geographic Traveler” Martyna Wojciechowska.
Wystawa będzie otwarta do 21 czerwca. Większość zaprezentowanych fotografii będzie można także obejrzeć na łamach czerwcowego wydania magazynu „National Geographic Polska”.
za wp.pl
sobota, 30 maja 2009
"Honor jest bezcenny" - Beck znów przemówił w sejmie
Minister oświadczył wówczas, że Polacy nie znają pojęcia pokoju za wszelką cenę, a jedyną rzeczą w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, jest honor. Oznaczało to, że Polska odrzuca niemieckie żądania, dotyczące Gdańska i tak zwanego korytarza pomorskiego.
Przed gmach sejmu zajechały stare samochody, z których wysiedli ubrani w przedwojenne stroje aktorzy, odtwarzający ówczesnych polityków. Na sali sejmowej zasiadł ostatni prezydent Polski na wychodźstwie, Ryszard Kaczorowski, a także rodziny posłów dwudziestolecia międzywojennego.
Zebranych powitał marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który powiedział, że rekonstrukcja jest częścią obchodów 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. - Obchodzimy tę rocznicę tak, aby zdać sobie sprawę także z obecnej sytuacji Polski - podkreślił marszałek podkreślając, że nasz kraj jest demokratyczny i obecny w najważniejszych instytucjach europejskich.
W rolę ministra Becka wcielił się aktor warszawskiego Teatru Dramatycznego Sławomir Popławski. W swym przemówieniu minister Beck przypomniał, że Niemcy zerwały pakt o nieagresji z Polską. Podkreślił, że Polacy będą bronili swych praw w Gdańsku, a Polska nie da się odepchnąć od Bałtyku i nie zgodzi się na niemiecki "korytarz" na Pomorzu.
Beck oświadczył, że Polska podejmie rozmowy o pokoju, jeśli Niemcy wykażą w nich szczerą wolę. "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę!" - powiedział minister. Słuchacze, którzy wiele razy przerywali przemówienie oklaskami, przyjęli to owacją.
za wp.pl
czwartek, 28 maja 2009
Orzeł powróci na gmach filologii
Piastowski orzeł, wykuty z 35-tonowego bloku dolomitu, w 1938 r. zawisł na froncie budynku Urzędów Niezespolonych, w którym dziś mieści się Wydział Filologiczny UŚ. Godło o średnicy 4,7 m i wadze 12 ton wyrzeźbił na zamówienie wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego Stanisław Szukalski, słynny orędownik silnej Polski i rodzimej kultury. Monumentalne dzieło miało podkreślać polskość Śląska i Katowic, które w 1922 roku powróciły do macierzy. Prace nad kolejnymi zamówieniami: płaskorzeźbami górnika i Ślązaczek oraz pomnikiem Bolesława Chrobrego, przerwał Szukalskiemu wybuch wojny.
Tuż po wkroczeniu do Katowic hitlerowcy zniszczyli orła. - Po kilkunastu latach, jakie ten wybitny twórca spędził nad urządzaniem centrum Katowic, nie pozostała żadna pamiątka - mówi dr hab. Irma Kozina, historyk sztuki z UŚ.
Henryk Buszko, katowicki architekt, od dawna marzył, by orzeł wrócił na swoje miejsce. - Szukalski był artystą wielkiej klasy. Warto chwalić się, że tworzył także na Śląsku - przekonuje Buszko.
Podobnie uważały władze UŚ, ale koszt inwestycji - ok. 250 tys. zł - przerażał. Entuzjaści pomysłu nie poddali się jednak i zawiązali grupę inicjatywną. - Chcemy, by przestrzeń publiczna miasta odzyskała jedno ze swoich najpiękniejszych dzieł sztuki - wyjaśnia prof. Janusz Janeczek, były rektor, a obecnie pracownik naukowy UŚ i jeden z członków tej grupy.
Rzeźbiarza, który odważył się naśladować Szukalskiego, udało się znaleźć w Bielsku-Białej. Czeka go niełatwe zadanie, bo nie zachowały się żadne szkice oryginału, są tylko fotografie. Na ich podstawie wnuk Buszki, absolwent poznańskiej ASP, opracuje trójwymiarowy projekt komputerowy.
Orzeł najpewniej zawiśnie w innym miejscu niż przed wojną, tamto bowiem zasłania gmach Górnośląskiego Centrum Kultury. Prawdopodobnie zostanie przesunięty w stronę ul. Jagiellońskiej.
Do grupy inicjatywnej należą także prof. Ewa Chojecka, historyk sztuki z UŚ, prof. Elżbieta Regulska, historyk architektury z Politechniki Śląskiej, oraz Ireneusz Maszczyk, prezes Drogowej Trasy Średnicowej. Patronat nad przedsięwzięciem objęli: wicemarszałek senatu Krystyna Bochenek oraz prof. Wiesław Banyś, rektor UŚ. Niebawem zarejestrują społeczny komitet, który zajmie się szukaniem sponsorów i staraniem o dotację z Ministerstwa Kultury.
poniedziałek, 25 maja 2009
Kałków-Godów 2009
Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej Pani Ziemi Świętokrzyskiej od wielu lat jest celem dorocznych, czerwcowych pielgrzymek żołnierzy i sympatyków Narodowych Sił Zbrojnych. Także w tym roku spotkamy się tam razem!
W sobotę 20 czerwca o godzinie 20.00 planowany jest koncert akustyczny oraz wspólne ognisko z udziałem żołnierzy NSZ i ich młodych przyjaciół.
W niedzielę 21 czerwca o godzinie 12.00 rozpocznie się Msza święta w intencji poległych i zmarłych żołnierzy NSZ, a następnie tradycyjny przemarsz do pod sztandarami Związku Żołnierzy NSZ do Kaplicy Narodowych Sił Zbrojnych, znajdującej się w wysokiej na 33 metry budowli zwanej Golgotą. Z jej szczytu rozciąga się przepiękny widok na Ziemię Świętokrzyską. Po uroczystościach spotkamy się wszyscy z Prezesem ZŻ NSZ Arturem Zawiszą na wspólnym obiedzie (koszt obiadu nie przekracza 15 zł). W trakcie dwudniowego spotkania w Kałkowie-Godowie funkcjonować będzie także stoisko z książkami i materiałami multimedialnymi o tematyce związanej z Narodowymi Siłami Zbrojnymi.
Sanktuarium w Kałkowie-Godowie jest coraz popularniejszym miejscem spotkań młodych ludzi z legendarnymi Żołnierzami Wyklętymi z NSZ. Dla jednych i drugich jest to unikalna możliwość spotkania się kilku pokoleń ludzi, których łączy patriotyzm i wiara w te same ideały. Kałków-Godów ma dobrze przygotowaną bazę turystyczną. Jest tam wiele punktów gastronomicznych oraz 120 miejsc noclegowych w przystępnych cenach.
Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej Pani Ziemi Świętokrzyskiej
Kałków-Godów 84a
27-225 Pawłów k. Starachowic, Woj. świętokrzyskie
Noclegi: tel. (0-41) 272-18-88, (0-41) 272-17-00.
www.kalkow.radom.opoka.org.pl/index_go.html
za phalanx.plpiątek, 22 maja 2009
Pomnik ofiar Katynia stanie w Budapeszcie
Burmistrz przewodniczył węgiersko-polskiemu jury, które rozstrzygnęło konkurs na projekt pomnika. Autorami zwycięskiego projektu są Węgrzy Geza Szeri-Varga i Zoltan Szeri-Varga. Prace na konkurs nadesłało 64 artystów z Polski, Węgier, Niemiec i Norwegii.
W 2008 władze Budapesztu zadecydowały o nadaniu jednemu z parków w III dzielnicy miasta nazwy im. Męczenników Katynia. Pomysł ten zgłosił radny konserwatywnego Fideszu Istvan Tarlos.
Wówczas podjęto też starania o budowę pomnika. Powinien on powstać do wiosny przyszłego roku, kiedy to przypadnie 70. rocznica zbrodni katyńskiej.
Za zaangażowanie w upamiętnienie zbrodni katyńskiej i starania o budowę pomnika burmistrz Demszky i Istvan Tarlos, a także Balazs Bus i Miklos Csomos zostali w zeszłym roku uhonorowani polskimi odznaczeniami państwowymi.
- Przywoływanie pamięci masakry katyńskiej, jednej z największych zbrodni popełnionych przez jeden z reżimów totalitarnych, jest ważne także dla Węgrów - powiedział w imieniu jury konkursowego burmistrz Budapesztu.
za wp.pl
wtorek, 19 maja 2009
Marsz kpt. Bartka (3 V 2009, Wisła)
Marsz, który odbył się w Wiśle podczas V Pieszego Rajdu Górskiego im. kpt. Henryka Flame ps. "Bartek".
Marsz upamiętnił wydarzenie z 3 maja 1946, kiedy to oddziały podlegające kpt. Bartkowi skoncentrowały się w Wiśle i przemaszerowały przez centrum miasta na oczach zlęknionych komunistów.
środa, 13 maja 2009
Profanacja pomnika profesorów
Jak twierdzą mieszkańcy Lwowa, do zdarzenia miało dojść wczoraj lub w nocy z 11 na 12 maja.
Wg świadectw historycznych, zbrodni dokonało gestapo i ukraiński batalion Nachtigal, aresztując w nocy z 3 na 4 lipca 1941 r. kilkudziesięciu profesorów lwowskich uczelni (Głównie Uniwersytetu Jana Kazimierza i Politechniki Lwowskiej) członków ich rodzin i osoby przebywające w ich mieszkaniach.
Aresztowanych przewożono do Zakładu Wychowawczego im. Abrahamowiczów. Ogółem w nocy z 3 na 4 lipca zatrzymanych zostało 28 uczonych. Z całej tej grupy uczonych ocalał jedynie prof. Franciszek Groer.
Zbrodni towarzyszyły rabunki. Aresztowani i rozstrzelani profesorowie posiadali w swoich mieszkaniach dzieła sztuki i inne cenne przedmioty, zrabowane przez hitlerowców.
za kresy.pl